Ada Boddy, urodzona w 1935 r.
Strach pozostał…
Moja siostra Renia Szymańska opisała nasze życie w czasie okupacji. Jej wspomnienie ukazało się w drugim tomie Dzieci Holocaustu mówią [wybierz „Regina Szymańska” w zakładce „przeczytaj wspomnienia”]. Renia chce, bym uzupełniła jej relacje tym, co ja pamiętam. Ale ja nie pamiętam wiele…
Stoimy, nasza mama Genia, Renia i ja na skraju miasteczka Prużany, w gru- pie kobiet i dzieci czekających na mężczyzn, którzy biegli z Hajnówki (z Hajnówki wypędzono nas do getta w Prużanach, kobiety i dzieci przywieziono ciężarówkami). Płacz i płacz dookoła. Pojedynczo wloką się mężczyźni. Zdruzgotani, zmęczeni.
Dobiegła tylko część, reszta leży pomordowana na dwudziestokilometrowej trasie. Ci, co padali ze zmęczenia, zostali zastrzeleni przez Niemców. Na chybcika grzebani przez tych, co jeszcze trzymali się na nogach. Między tymi, którzy wrócili, nie ma ojca. Mama płacze strasznie, ja robię siusiu w majtki, Renia mi je ściąga i pociesza.
Inne wspomnienie
Mama, już po ucieczce z getta, zostawia mnie i Renię w Narwi (gdzie ukrywałyśmy się) i idzie do innego miasteczka czy wsi, żeby z kościoła, gdzie jej nikt nie zna, ukraść krzyżyk i święty obrazek. Chce postawić je w domu jako dowód, że jesteśmy katoliczkami. Kradnie i wraca po zmierzchu. Renia i ja, rozżalone jej nieobecnością, płaczemy. Mama ma szarą twarz, trzęsie się ze strachu. To także strach rozstania, przecież zostałyśmy tylko we trójkę z całej bardzo dużej rodziny.
Ten strach trwa i powtarza się w różnych okolicznościach, np. kiedy pracuje u Niemców jako kucharka. Kradnie kawałek kiełbasy i pod płaszczem przynosi do domu. Daje nam i każe szybko zjeść. Sama siedzi na łóżku i trzęsie się ze strachu. Za kradzież mogli ją zastrzelić…
Ten sam strach powoduje, że zdobywa gdzieś wodę utlenioną i rozjaśnia stopniowo włosy Reni. Mała dziewczynka, moja siostrzyczka, nagle staje się blondynką.
Inne wspomnienie
Niespodziewanie zostaję odseparowana na kilka dni (może krócej, może dłużej, nie pamiętam) od mamy i Reni. Renia łamie rękę i mama zabiera ją do szpitala w Białymstoku. Strach, strach. Jestem u jakiejś kobiety, która rzekomo ma się mną opiekować w tym czasie, ale każe mi kołysać swoje dziecko w zupełnie ciemnym pokoju. Szczypię to dziecko, żeby płakało i płacze. Wtedy wychodzę z ciemności, ale dostaję lanie. Mama i Renia wracają. Stoimy za chłopską chałupą, mama trzyma nas za rączki i każe patrzeć w gwiazdy i prosić wszystkich zmarłych o przetrwanie.
Uratowałyśmy się. Rosjanie nas wyzwolili w Narwi. Przyjechali na koniach, śpiewając Tiomnaja nocz. Już nie musimy się bać – powiedziała mama. Ale to nie była prawda. Strach pozostał na zawsze. Po wojnie, w Brześciu, mama piekła chleb, a my sprzedawałyśmy go na rynku. Małe dziewczynki zajmowały się nielegalnym handlem – znowu strach.
Wracałyśmy do Polski. Sześć dni z Brześcia do Łodzi w wagonie z krowami po jednej stronie. Co za radość, pociąg stanął i mama kupiła mi czarne jago- dy ma urodziny od babuszki na peronie. Był 22 czerwca. W Łodzi znajomi Żydzi powiedzieli mamie: „Lepiej nie przyznawać się do żydostwa”. Był koniec wojny, ale strach pozostał.
Te wspomnienia są przeznaczone dla moich córek, Kasi i Janet, oraz dla siostrzeńca Piotrka.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl