Jan Klapper-Karpiński ▶️
audio: 1

Jan Klapper-Karpiński, urodzony w 1930 r.

Moja niania

Wspomnienie czyta Sławomir Holland

Filmowe wspomnienie Jana Klappera-Karpińskiego jest dostępne na stronie
(kliknij, żeby zobaczyć)

Urodziłem się 27 stycznia 1930 roku w Krakowie w rodzinie inteligencji żydowskiej.

Ojciec mój był dyrektorem handlowym w Zakładach Sodowych „Solvay” w Krakowie. Był sierotą wychowanym w domu dziecka i o włas­nych siłach od gońca doszedł do tego stanowiska.

Mama, z domu Blausstein, pochodziła ze Lwowa. Jej rodzice po I wojnie światowej mieszkali w Wied­niu z najmłodszym bratem mamy. Mama miała jeszcze dwóch braci, z któ­rych jeden w latach trzydziestych wyemigrował do Belgii, a drugi – wujek Lolek – mieszkał w Łodzi.

Było nas w domu troje: najstarszy przyrodni brat Alfred, urodzony w 1915 roku, średni – Rudolf, urodzony w 1921 roku i ja – najmłodszy.

Trzeciego września 1939 roku, kiedy wojska niemieckie zbliżały się do Krakowa, mama zabrała całą trójkę i uciekliśmy do Lwowa. Ojciec pozostał „na posterunku” w fabryce.

We Lwowie mieszkaliśmy do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. W pierwszych dniach lipca 1941 roku, z okazji zamachu na Petlurę, przepro­wadzono łapankę, podczas której schwytano mamę i brata Rudolfa. Wszelki ślad po nich zaginął. Pozostaliśmy sami z bratem Alfredem.

Po utworzeniu getta we Lwowie przenieśliśmy się w jego granice – na ulicę Janowską. Sytuacja w getcie stawała się coraz cięższa, zaczął się głód. Mój brat postanowił wysłać mnie do ojca, do Krakowa. W Boże Narodzenie 1941 roku wsadził mnie do pociągu z rannymi żołnierzami niemieckimi, jadącego z frontu.

W Krakowie znalazłem schronienie po stronie aryjskiej u mojej niani – Katarzyny Żołny, która od zawsze mieszkała z nami. Tam przebywałem do września 1942 roku.

Ojciec mieszkał w getcie i często nas odwiedzał, zaopatrzony w „żelaz­ne” papiery wydane przez firmę Solvay, która też wypłacała mu pensje.Jed­nak podczas jednej z akcji w krakowskim getcie w maju 1942 roku ojciec został schwytany i wysłany do jednego obozów zagłady. Tam zginął. We wrześniu 1942 roku na adres niani nadeszła wiadomość, że w podobny spo­sób zginął mój starszy brat Alfred.

Pozostałem sam, bez środków do życia, na utrzymaniu niani, żyjącej z emerytury. Wzrasta stan zagrożenia. Gospodarze, u których niania wynaj­muje pokój, boją się przechowywać Żyda i zmuszony jestem do przejścia do getta.

Mieszkam, a raczej gnieżdżę się, u znajomych moich rodziców, którzy mi trochę pomagają. Jednocześnie sam staram się zarobić na utrzymanie, handlując na ulicy papierosami.

Udaje mi się przeżyć kilka akcji likwidacyj­nych dzięki pomocy żydowskiego policjanta, znajomego moich opiekunów, który na czas trwania akcji wyprowadzał mnie z getta. Po stronie aryjskiej koczuję i śpię na plantach. Dokarmia mnie niania.

Po zakończeniu akcji przekradam się z powrotem do getta.
W połowie maja 1943 roku następuje likwidacja getta krakowskiego. Zdolnych do pracy Niemcy kierują do obozu w Płaszowie. Reszta ma być zlikwidowana. Staram się wkręcić do kolumny wyprowadzanej do Płaszowa, ale niski wzrost zdradza, że jestem jeszcze dzieckiem. Esesman lagą wygania mnie z szeregu.

Błąkam się po ulicach i nagle nieznany mi furman wciąga mnie na platformę, zakrywa stertą butów i wywozi poza druty getta. Po stronie aryjskiej wyskakuję z wozu i kontaktuję się z moją nianią. Sytuacja wy­ daje się bez wyjścia, bo ona nie ma gdzie mnie schronić.

Decyduję się na wy­jazd do Warszawy, gdzie ukrywa się jeszcze mój wujek Lolek – brat mamy. Mam adres do jego szwagra – Polaka. Wkradam się do nocnego pociągu peł­nego szmuglerów (im ciaśniej, tym bezpieczniej), jadącego do Warszawy.

Rano, po wyjściu z pociągu, łapią mnie szmalcownicy. Nic nie mam i nie mo­gę się wykupić. Odstawiają mnie na posterunek granatowej policji w Al. Je­rozolimskich. Tam sprawdzają moje pochodzenie, ale wypuszczają mnie wolno, nakazując, abym się więcej nie pokazywał w tych okolicach.

Odnajduję wujka, który załatwia mi fałszywą metrykę i legitymację szkolną. Mając te papiery, zaczynam życie po stronie aryjskiej, często zmie­niając miejsce zamieszkania. Kiedyś ukrywałem się w hotelu… Pod Różami, gdzie schwytała mnie policja obyczajowa. Ale i tym razem puścili mnie wol­no, przykazując jedynie właścicielce, żeby nigdy więcej nie było u niej Ży­dów.

Dzięki pomocy znów znalazłem nowy adres i tam już doczekałem wybuchu Powstania Warszawskiego. Biorę w nim udział w drużynach zwalcza­jących pożary.

Po kapitulacji i wypędzeniu ludności Warszawy ukrywam się w gru­zach w okolicach pl. Napoleona. Tam 17 stycznia 1945 roku zastaje mnie wyzwolenie.

Reasumując moje wojenne przygody, uważam, że przeżyłem je tylko dzięki szczęściu (dlaczego mnie akurat ono spotkało?), splotowi różnorakich przypadków i pomocy ludzi szlachetnych, których pamięci te wspomnienia poświęcam.

do góry

Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce

ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl

Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu