Malwina Wollek, urodzona w 1933 r.

Bezustannie myślałam o chlebie

Urodziłam się w Drohobyczu (obecnie Ukraina). Okres okupacji niemieckiej przeżyłam wraz z rodzicami.

W tamtejszym getcie przebywałam od 1941 do 1943 r. z matką Chają z domu Roth i ojcem Benjaminem Beckiem, którego Niemcy pod koniec 1941 r. zabrali do obozu pracy przymusowej w Drohobyczu, gdzie pracował jako blacharz przy wyrobie i bieleniu kotłów w Rafinerii Nafty dla celów wojskowych.

W getcie przechodziłam tyfus i czerwonkę. Byłam schorowanym i nieustannie głodnym dzieckiem, toteż niewiele pamiętam poza dojmującym uczuciem głodu i ciągłym myśleniem o chlebie.

W Drohobyczu najbardziej brutalnymi katami Żydów, a zwłaszcza dzieci, byli dwaj gestapowcy: Ginter i Sobota. Szczególnie niebezpieczny był Sobota, ponieważ pochodził ze Świętochłowic na Śląsku i znał bardzo dobrze język polski. Zwabiał do siebie dzieci, obdzielał cukierkami, a potem strzelał lub rozbijał im główki o krawężniki. Te bestialskie sceny na zawsze utkwiły mi w pamięci; mimo iż upłynęło tyle lat i byłam taka mała, ciągle je mam przed oczami.

Na wiadomość o zamiarze likwidacji getta uciekłyśmy z matką do garbarni skór (pracował tam wujek Natan), gdzie ukrywałyśmy się przez parę miesięcy. Potem zaprzyjaźnieni katolicy zorganizowali nam ucieczkę furmanką (pod słomą) do lasów Bronickich. Siedzieliśmy tam w schronie wykopanym w ziemi. Przez cały ten okres nie widziałam światła dziennego. W ucieczce i aprowizacji pomagał nam Józef Miniów, który po wojnie osiadł w miejscowości Dukla koło Jasła.

W 1943 r. przybył do nas ojciec, któremu udało się uciec z transportu po likwidacji obozu w Drohobyczu. W lasach Bronickich odbywały się masowe egzekucje Żydów; podobno groby te są tam do dzisiaj. Działała tam również bardzo silna partyzantka, dzięki której uratowało się – podobnie jak my – kilkudziesięciu Żydów.

Z ukrycia wyszliśmy w sierpniu 1944 r. po wkroczeniu wojsk radzieckich. Po wyjściu z kryjówki w ogóle nie chodziłam. Wynoszono mnie tylko na rękach na ławkę, do słońca. Po długotrwałej kuracji zaczęłam uczyć się chodzić. Ślady pokrzywiczne, gościec stawowy, ogromne zmiany w kręgo­słupie dają o sobie znać dzisiaj.

Cała rodzina matki i ojca zginęła prawdopodobnie w Oświęcimiu. Przeżyły tylko dwie siostry matki, które przebywały w ZSRR pod Baku.

W 1945 r. przyjechaliśmy do Gliwic zorganizowanym transportem.
W Gliwicach ukończyłam szkołę podstawową, a następnie średnią i po zdaniu matury w 1953 r. podjęłam pracę w energetyce, gdzie przepracowałam trzydzieści osiem lat na kierowniczym stanowisku.

Od lat pięćdziesiątych jestem nieprzerwanie członkiem i czynnym uczestnikiem działalności Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Gliwicach. W 1962 r. wyszłam za mąż, mam jedną córkę Dorotę. W 1988 r. owdowiałam .

Gliwice, 27 października 1991 – 28 lutego 1993 r.

do góry

Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce

ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl

Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu