Barbara Góra ▶️
audio: 1

Barbara Góra, urodzona w 1932 r.

Sind dort Juden?

Wspomnienie czyta Weronika Nockowska

Filmowe wspomnienie Barbary Góry jest dostępne na stronie USC Shoah Foundation, kliknij żeby zobaczyć.

Urodziłam się jako Irena Hochberg w Warszawie w rodzinie spolonizowanej, niereligijnej, ale nie odcinającej się od swoich żydowskich korzeni i krewnych, którzy ze strony matki byli mniej lub bardziej ortodoksyjnymi Żydami. Nie znałam jednak ani obyczajów żydowskich, ani języka jidisz.

Ojciec mój Wiktor Hochberg był samodzielnie pracującym elektrotechnikiem, miał przyjaciół i znajomych wśród Polaków i Żydów. Miesz­kaliśmy w śródmieściu przy ulicy Żurawiej 18.

Zdążyłam przed wojną ukończyć pierwszą klasę szkoły powszechnej przy przy Alei 3 Maja, gdzie mi dokuczano, ponieważ byłam jedyną Żydówką w całej szkole. Ale w naszym domu zgodnie żyli Polacy i Żydzi, a w czasie wojny wszystkie dzieci bawiły się razem na podwórzu.

W 1940 r., gdy Niemcy utworzyli getto, ojcu udało się zamienić mieszkanie i zamieszkaliśmy na ulicy Pawiej 38 (naprzeciw Pawiaka). Przedtem jednak byłam przez kilka tygodni u przyrodniego brata Matki, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam tradycyjny dom żydowski. W naszym domu była pralnia chemiczna „Opus”, w której pracował teraz mój Ojciec.

Staraliśmy się żyć w miarę normalnie. Uczyłam się w domu bardzo intensywnie, bo przed ukończeniem dziesięciu lat miałam przerobionych pięć klas szkoły powszechnej. Jeszcze w 1941 r.byłam dwa razy na przedstawieniu w Domu Sierot Janusza Korczaka, gdzie przez pewien czas pracowała jako wolontariuszka (w kancelarii) moja starsza siostra, a także na pierwszym w moim życiu koncercie symfonicznym w „Feminie”.

Ale w 1942 r. już pracowałam przy frezarce w nielegalnym warsztacie założonym przez ojca z kolegą (robiliśmy tam wtyczki do sprzętu elektrycznego, które były szmuglowane na „aryjską stronę”) lub siedziałam w schowku zrobio­nym w cudzej alkowie, do którego wchodziło się przez szafę do ubrań. Pralnia została wtedy przekształcona w szop, w którym pruto i prano futra zabrane Żydom. Pracowali tam mój ojciec i siostra.

Gdy w lipcu 1942 r. w trakcie tzw. akcji wpadli do naszego domu SS-mani, nie byłam w schowku. Ostrzegł nas krzyk ze stróżówki.
Pobiegliśmy z mamą i innymi lokatorami na strych, gdzie magazynowano futra. Przykryliśmy się tymi futrami i tak leżeliśmy. Było gorąco. Mieliśmy szczęście. Gdy SS-mani wpadli na strych i rozległ się głos: „Sind dort Juden?”, żadne dziecko nie zapłakało.

Na podwórzu dziesiątkowano robotnice szopu, ale siostra ocalała, a ojciec postarał się, by go odwołano do kotła, który jakoby miał wybuchnąć. Słyszeliśmy,jak ktoś wykrzykiwał jego nazwisko, a potem strzał. To zabito naszego chorego sąsiada, który leżał w łóżku.

Po tych wydarzeniach ojciec zapytał mnie, czy chcę wyjść z getta. Zgodziłam się. 17 sierpnia 1942 r. przyjaciel mojego ojca (którego poznał już w czasie wojny) p. Kazimierz Krauze, który pracował w pralni „Opus”, wyprowadził mnie z getta. Policjant był przekupiony i odwrócił się, gdy przechodziliśmy przez „wachę”.

Przez jakiś czas byłam w miesz­kaniu p. Krauzego przy ulicy Miedzianej, ale nie mogłam tam być długo, gdyż było to zbyt blisko getta.Później wzięli mnie do siebie Wanda i Bolesław Dzierżanowscy (p. Dzierżanowska była sekretarką w firmie prowadzonej przez naszego sąsiada z Żurawiej, p. mecenasa Jana Szmur­ło), którzy mieszkali na rogu Walecznych i Francuskiej na Saskiej Kępie.

W mieszkaniu obok przebywała Żydówka, stała lokatorka tego domu, która nie poszła do getta (żona Polaka), zabrano mnie więc do Góry Kalwarii, do kuzynki p. Szmurły. Chyba po miesiącu wróciłam do Warszawy. Przez pewien czas byłam u ojca p. Szmurły, prof. Jana Szmurły (laryngologa) przy ulicy Chopina, potem u jakichś pań (bardzo krótko), gdzieś koło ulicy Kopernika, wreszcie u prawdziwej Niemki, p. Zucker, której mąż był Żydem i ukrywał się, tylko czasami pojawiając się wieczorem w domu (gdzieś w Śródmieściu). Tam czułam się jak w domu.

Ale pewnego dnia przyszło Gestapo i zabrało p. Zucker wraz z jej córką, która mieszkała w tym samym domu z mężem. Trzymano je potem cztery miesiące na Pawiaku, ponieważ p. Zucker odmówiła podpisania Reichslis­ty. Jej zięć p. Marian Zarębiński odprowadził mnie wtedy znów do prof. Szmurły.

Tymczasem po kolei opuścili getto moja siostra, ojciec i matka. Wszyscy oni ukrywali się osobno pod różnymi adresami. Chyba na przełomie 1942 i 1943 r. ojciec znalazł dla mnie stałe miejsce pobytu na Grochowie w domu byłego polskiego policjanta, a później Treuhandera w pralni „Opus”, którego poznał w czasie swojego pobytu w getcie.

Człowiek ten został wyrzucony z pracy za pijaństwo i był bezrobotny. Rodzinę utrzymywała jego żona zajmując się szmuglem. Pomagał jej najstarszy z trzech synów, który pracował w fabryce. Bardzo potrzebowali oni pieniędzy, które płacił im mój Ojciec. Poza tym mój opiekun był człowiekiem, który chciał żyć dobrze z każdą władzą i mając na sumieniu współpracę z Niemcami spodziewał się przypuszczalnie, że w razie ich ewentualnej klęski będzie mógł się wybronić faktem uratowania mnie.

Uchodziłam za siostrzenicę jego żony.Pracowałam w ich domu, sprząta­jąc, myjąc naczynia, chodząc po zakupy, cerując i łatając skarpetki. Jeździłam z moją opiekunką lub sama nocami pociągiem pod Lublin, szmuglując żywność i kradzione z fabryk pracujących dla armii niemieckiej zelówki lub bieliznę.

W 1943 r. mieszkaliśmy przez kilka miesięcy we wsi Wojciechów pod Lublinem. Tam sprzedawałam chłopom tytoń, pomaga­łam synowi mojej opiekunki pędzić w nocy bimber i nawet zostałam wynajęta na pewien czas jakiejś kobiecie, której niańczyłam w czasie jej nieobecności jedenastomiesięczne dziecko. Byłam z pewnością wyzy­skiwana, dźwigałam ciężary, nosiłam wodę ze studni, nieraz sypiałam tylko cztery godziny na dobę.

Moi opiekunowie byli dość prymitywnymi ludźmi i traktowali mnie w sposób, do jakiego nie byłam przyzwyczajona. Tak samo jednak traktowali swoje dzieci. Dziś rozumiem, że ryzykowali oni dla mnie swoje życie w nie mniejszym stopniu niż ludzie, którzy traktowali mnie bardzo dobrze i nie brali od mojego ojca pieniędzy.

Miałam wprawdzie dobry wygląd i prawdziwą metrykę uzyskaną z podziemnej komórki legalizacyj­nej w magistracie, ale, jak się potem okazało, sklepikarz z ulicy Omule­ wskiej, gdzie mieszkaliśmy, domyślał się, kim jestem.

W sierpniu 1944 r. opuściłam moich opiekunów i zamieszkałam wraz z rodzicami i siostrą w mieszkaniu przy ulicy Fundamentowej (też na Grochowie), gdzie przez ponad rok była zamknięta moja matka. Tam 13 września tegoż roku doczekaliśmy się wyzwolenia.

Wkrótce wyjechaliśmy poza Warszawę, gdyż Praga była cały czas ostrzeliwana przez Niemców z lewego brzegu Wisły. W Ostrowi Mazowieckiej zaczęłam chodzić do szóstej klasy szkoły powszechnej, a w Garwolinie do gimnazjum.

Wiosną 1946 r. wróciliśmy do Warszawy, gdzie przez rok uczęszczałam do Gimnazjum im. Narcyzy Żmichowskiej, a następnie do Gimnazjum im. Bolesława Limanowskiego (RTPD, tj. Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci) na Żoliborzu. Maturę zdałam w 1951 r. Później studiowałam na wydziale rolnym Akademii Rolniczej im. Timiriazjewa w Moskwie. Studia ukończyłam w 1956 r.

Rozpoczęłam pracę zawodową w Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin we wsi Stare Olesno na Śląsku Opolskim jako asystent. Po dwóch latach przeniosłam się do pracowni Fizjologii Rozwoju Roślin tegoż Instytutu w Radzikowie koło Błonia, dokąd dojeżdżałam z Warszawy. Od 1962 r. pracowałam w Resortowym Ośrodku Informacji przy Centralnej Bibliotece Rolniczej jako redaktor i tłumacz, a od 1967 r. w Redakcji Ekonomicznej Państwowego Wydaw­nictwa Rolniczego i Leśnego jako redaktor książek. W 1980 r. wróciłam do Centralnej Biblioteki Rolniczej na stanowisko adiunkta. Opracowywałam tam przeglądy tematyczne literatury światowej i samodzielnie przygotowy­wałam cotygodniowy biuletyn informacyjny dla kierownictwa resortu rolnictwa, czerpiąc materiał z czasopism zagranicznych. Od 1988 r. jestem na emeryturze.

Warszawa, 1991 r.

do góry

Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce

ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl

Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu