Michał Kusterski
filmy:

Michał Kusterski, urodzony w 1938 (1939?)

Życie podszyte strachem

Rozmowę prowadziła Anna Gałązka

ZOFIA KUSTERSKA: Nazywam się Zofia Kusterska. Mój nieżyjący już mąż Michał, był dzieckiem Holokaustu. Chciałabym ocalić jego historię od zapomnienia.

Michał Kusterski zmarł w 2020 roku.

ANNA GAŁĄZKA: Chciałabym zacząć od pytania, kiedy pani mąż zaczął szukać swoich korzeni?

Dosyć późno. Kiedy zaczęliśmy być razem, a potem kiedy zostałam żoną Michała, wiedziałam tylko, że jego mamę zabito, wychowali go obcy ludzie i że trafił do nich z transportu dzieci ze Lwowa. Namawiałam męża żeby spróbował poszukać biologicznej rodziny, ale stanowczo odmawiał. Nie naciskałam, bo nie chciałam wchodzić z butami w jego sprawy, które były ciągle żywe i bolesne.

Przypadek zrządził, a był to rok 1993 albo już 1994., że dowiedziałam się o Stowarzyszeniu „Dzieci Holocaustu”. Podczas spaceru z psem spotkałam mężczyznę, który opowiedział mi, że został wyniesiony z getta w Nałęczowie. Od niego dowiedziałam się istnieniu Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu”.

Widząc moje zainteresowanie zapytał czy jestem Żydówką? Odpowiedziałam, że nie i że ten temat dotyczy kogoś z moich bliskich”. Zapytał natychmiast kogo? Odpowiedziałam, że mojego męża. Nieznajomy zapisał na kartce numer swojego telefonu i poprosił żeby mąż do niego zadzwonił.

Wróciłam do domu i powiedziałam mężowi: „Dowiedziałam się właśnie o Stowarzyszeniu Dzieci Holocaustu. Masz tu kartkę i telefon”. Niełatwo mężowi przychodziły takie sprawy, nie wiem, czego się bał. Ale natychmiast zadzwonił. Jeszcze tego samego dnia pan Dołębski (członek Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce) zaprosił nas oboje do siebie, a nad ranem następnego dnia mąż pojechał do Warszawy. W 1993 rokiem wstąpił do Stowarzyszenia.I tak się zaczęły próby męża odkrycia swojej tajemnicy. A że mówił o tym niewiele, myślę, że tak do końca o swoich przeżyciach nie opowiedział nikomu. Musiały być straszne. Od początku wiem, a potwierdziła to pani Rozalia [dalej: pani T. – przyp. red.], bo… Przepraszam, mogę coś powiedzieć?

Jerzy Dołębski https://zapispamieci.pl/jerzy-dolebski; późniejsze losy pana Jerzego/Adama: Ocalić od zapomnienia – Dziennik Związkowy | Polish Daily News (https://dziennikzwiazkowy.com)

Oczywiście.

Małżeństwo, które przechowało Michała od 1943. roku, nie chciało drzewka w Yad Vashem (tzn. Medalu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata), ich potomkowie też nie. Więc zamiast ich nazwiska będę używała określenia „państwo T.”

Kiedy składałam po ślubie wizytę w Myślenicach, pani T. przekonywała mnie, że Michałek na pewno nie jest Żydem, ponieważ budzony nocą znał wszystkie modlitwy. Więc dalej już nie pytałam.

A prawda jest taka, że w 1943. roku Michał trafił do Myślenic z transportem dzieci z ochronki ze Lwowa. Opiekowały się nimi zakonnice. Proboszcz parafii w Myślenicach i inni zaufani księża księcia Sapiehy umieszczali dzieci w domach swoich parafian.

Adam Stefan Sapieha książę h. Lis (1867-1951) – polski duchowny rzymskokatolicki, biskup diecezjalny krakowski, kardynał prezbiter, senator. Jedna z czołowych postaci w dziejach Kościoła polskiego I połowy XX wieku; w uznaniu swych zasług nazywany Księciem Niezłomnym. 

Michał przebrany za dziewczynkę trafił do rodziny, która miała dwóch synków. Sytuacja wyjaśniła się, kiedy z pracy z Krakowa wrócił pan domu, a dziecko trzeba było wykąpać. Okazało, że „dziewczynka” jest chłopcem, na dodatek obrzezanym. Mężczyzna bardzo się zdenerwował, nie ma co się dziwić – był rok 1943, i zaczął krzyczeć na żonę.

Przestraszone dziecko uciekło i schowało się gdzieś w obejściu. Na szczęście, rodzinę odwiedziła wtedy najmłodsza siostra pana domu. Odszukała chłopca, wzięła go na ręce i zaniosła do domu swojego brata.

I w ten sposób państwo T. z konieczności zaopiekowali się Michałem. Ile miał wtedy lat? Trudno powiedzieć, ale chyba nie mniej niż trzy. Pani T opowiedziała mi, że podała mu raz pierożki, a ponieważ był maleńki, dała mu łyżeczkę. Chłopiec spojrzał na nią oburzony i powiedział, że „prosi o widelec, bo pierożków łyżeczką się nie jada”. Wynika z tego, że miał wtedy nie mniej niż 3-4 lata.

Dorosły Michał twierdził, że widział swoją zabitą matkę, całą we krwi. Prawdopodobnie jednak chodziło o jego opiekunkę panią T. Naprzeciw domu, za potokiem górskim Bysinką, stacjonowała szkoła żandarmerii niemieckiej. W Myślenicach była silna grupa AK, wywodząca się z Myślenic i okolic, i nocą partyzanci chodzili do domów, gdzie były ich rodziny, dziewczyny czy ludzie, do których mogli pójść coś zjeść i wypocząć. Stojący na straży Niemcy strzelali na oślep. Wtedy właśnie Michał, którego nocą wypuszczano z mieszkania, natknął się na leżącą przy drzwiach w kałuży krwi panią T., która została postrzelona w obojczyk – stąd przekonanie, że pamięta matkę we krwi.

Czy wiadomo jak pan Michał trafił do ochronki?

Najpierw  trafiliśmy na ślad kuzynki Michała. Pamiętał, że nazywał się Kusterka (takie nazwisko widnieje  jego na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej) i że miał brata Jureczka. W 1996 roku, biurze adresowym, znaleźliśmy rodzeństwo: Jadwiga i Jerzy Kostyrko. Ustaliłam telefon Jadwigi i zadzwoniłam.

Jadwiga była córką stryja Michała, który podczas wojny przebywał w Rumunii. Jego żona została sama we Lwowie z dwojgiem dzieci (Jadwigą i Jurkiem). Córkę wywiozła do Przemyśla, a na jej miejsce sprowadziła z getta przebranego za dziewczynkę Michała. Nie wiadomo kto wydostał go z getta. Za ścianą mieszkała rodzina Ukraińców i stryjenka bała się, że doniosą na nią Niemcom. Malec ciągle płakał więc kobieta uznała, że bezpieczniej będzie oddać go do ochronki prowadzonej przez zakonnice. Gdy poszła go odwiedzić ochronki już nie było…

Jureczek, którego zapamiętał mały Michał okazał się bratem Jadwigi, czyli jego stryjecznym bratem.

Mąż obawiał się spotkania  z cudem odnalezionymi krewnymi, z pomocą zaofiarowała się koleżanka ze Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu. Złożyła im wizytę i zapewniła, że czekają na spotkanie. Michał pojechał do Warszawy,  stryjeczne rodzeństwo wreszcie się było razem. Byłam bardzo szczęśliwa, że mąż odnalazł bliskich.

A skąd wzięło się nazwisko Kusterski skoro na świadectwie szkolnym  widnieje: Kostyrka?

Mąż potrzebował do szkoły średniej metryki, odpisu aktu urodzenia. Zwrócił się do urzędu stanu cywilnego i wystawiono mu dokument datowany na 6 maja 1949. Imię i nazwisko: Michał Kusterski, urodzony 3 grudnia 1941, w Krakowie. Ojciec: Ignacy Kusterski, matka: Rozalia z domu Tondera. Z wyjątkiem imienia wszystkie dane zostały wymyślone.

Czyli pani mąż do okresu dorosłości wychowywał się w rodzinie państwa T.?

Tak. To byli na pewno wspaniali ludzie. Mimo wielkiego ryzyka przyjęli go do swojego domu. A mieli pod opieką  własnego syna i niepełnoletnie rodzeństwo pani T. Michał trafił do nich w 1943 roku, wiedział, że nie są jego rodzicami. Na męża pani T. na tego tatę, nie-tatę, na początku mówił „dziadek”. (Pan Ignacy był wspaniałym człowiekiem. Szkoda, że tak szybko zmarł).

Pani T. opowiadała mi, że chłopczyk patrząc jak ubierają choinkę mówił, że też miał taką. Więc zaczynali zadawać pytania, a on nie odpowiadał…

Państwo T. uratowali Michałowi życie, otrzymał od nich opiekę, ale nie byli w stanie obdarzyć go rodzicielską miłością. Nie zdecydowali się na przysposobienie chłopca – może liczyli, że ktoś się po niego zgłosi. Poczucie, że nie jest ich, że nie wiadomo, kim jest, i że nie ma nic własnego, towarzyszyło Michałowi bardzo długo.

Dużo trzeba było różnych działań, żeby poczuł się bezpiecznie. Był wysportowanym człowiekiem – boksował, jeździł na nartach, na rowerze, ale nie opuszczał go strach – bał się działać i wycofywał z każdej aktywności.

Wiem od pani T., że gdzieś w 1947. albo 1946. roku ktoś przywiózł z Katowic „Dziennik Zachodni”. W gazecie było ogłoszenie – ktoś poszukiwał  podobnego do Michała chłopca – wiek i rysopis się zgadzał. Zapytałam panią T., dlaczego nie odpowiedzieli na ogłoszenie. Podobno uniemożliwił to Michał.  Bojąc się, że zabierze go ktoś obcy zniszczył gazetę.

Mówiłam Michałowi, żeby napisał do redakcji „Dziennika Zachodniego”, może w archiwum jest egzemplarz z ogłoszeniem. Nie chciał, a ja nie mogłam go zmuszać, musiał się sam przekonać. Zresztą, tak jak powiedziałam, jestem przekonana, że nie wszystko mi opowiedział. Może na psychoterapii…

Może na psychoterapii… – w 1997 roku grupa terapeutów pod przewodnictwem prof. Marii Orwid rozpoczęła spotkania grupowe z członkami Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu”. Ocalali wracając do swoich wspomnień mają możliwość psychologicznego przepracowania traumy. Analizując doświadczenia z przeszłości zastanawiają się na ich wpływem na ich życie, relacje z otoczeniem i rodziną. Badania potwierdzają, że otwieranie traumatycznej przeszłości wpływa na poprawę życia psychicznego i fizycznego. [Psychoterapia 1(152) 210, Psychoterapia grupowa ocalałych z Holocaustu – Doświadczenia własne. Katarzyna Prot, Łukasz Biedka, Krzysztof Szwajca, Kazimierz Bierzyński, Ewa Domagalska, Ryszard Izdebski].

Mój mąż nie umiał sobie znaleźć miejsca w świecie. Zawsze coś było nie tak. Mimo ogromnych możliwości,   ten przystojny,  bardzo inteligentny mężczyzna, nie skończył nawet szkoły średniej. Bardzo bardzo wcześnie zaczął pracować w kopalni, potem trafił do wojska i został na Wybrzeżu. To znaczy przeze mnie…

Wydawało mi się, że ktoś pozbawiony korzeni, kto nie wie, kim jest, będzie chciał mieć dużą rodzinę…  ale paraliżował go lęk. To się też odbijało na naszym codziennym życiu: zachorowałam – Michał uciekał, przyszła pielęgniarka z z zastrzykiem dla dziecka – uciekał, dziecko zaczynało płakać – gotów był zrobić pielęgniarce awanturę. Tego lęku, tego strachu było w nim bardzo dużo.

Nie był w stanie zaaklimatyzować w żadnym środowisku. Kolejne próby zawsze kończyły się fiaskiem. Szkoda… Miał ogromne możliwości, ale nie potrafił poradzić sobie z wojenną traumą. Dlatego tak mi zależało żeby zaczął uczestniczyć w psychoterapii. Miał takie, nie mogę powiedzieć stracone, ale cholernie ciężkie życie. Być z człowiekiem, który żyje ze świadomością, że stała mu się wielka krzywda, jest bardzo trudno.

Starałam się jak mogłam, ale on był prawdziwym mężczyzną, więc wiedział wszystko najlepiej  i twierdził, że sam sobie poradzi. Potem przyszła mi z pomocą psychoterapia. Na dodatek, jakby tego wszystkiego było mało, nasza rodzina  topniała.

Nasza rodzina  topniała – państwo Kusterscy stracili dwóch synów: Piotra i Daniela. 

Pochowaliśmy dwoje dzieci, co dla Michała było potwornym przeżyciem. Uważał, że znowu dotknęła go krzywda,  jego pech. Ale myślę, że też dlatego godził się na moje fantazje, tzn. działalność charytatywną.  Ja nie byłam niesamodzielna i nie byłam na jego utrzymaniu. Bywało raczej odwrotnie. Nigdy nie udało mu się zapanować nad swoją przeszłością. Nie wiem czy można z tego wyrosnąć.

Tzn. działalność charytatywną – Pani Zofia jest Przewodniczącą Zarządu Stowarzyszenia Przyjaciół Rodziny w Wejherowie.

Drzewo genealogiczne rodziny Kusterskich po linii ojca, jest krótkie. Jest nas mało na świecie. Jestem ja, najstarsza już w tej chwili; jest nasz syn pierworodny, Maciej; jest dwóch chłopców z pierwszego małżeństwa Macieja; jest nowa synowa i ich dwoje dzieci. To siedem. Jest żona naszego wnuczka i jej mała córeczka, czyli nasza prawnuczka. To jest nas dziewięcioro, dobrze policzyłam?

Ale przede wszystkim był Michał, od niego się zaczęło. Był pierwszy, to dziesięć. I dwóch naszych zmarłych synów to dwanaście.

Sędzia grodzki w Krakowie, który prawdopodobnie mu to nazwisko nadał (przypuszczam, że było utworzone od Kusterko, stąd Kusterski), miał fantazję. Lubię to nazwisko.

A je chciałam powiedzieć pani od siebie, tak prywatnie, że pani mąż miał bardzo trudne życie, ale miał szczęście, bo miał taką wspaniałą żonę.

No, bardzo się starałam, bo… Też nie ukrywam, że zakochałam się w Michale dopiero potem. Znaczy… To trwało dość szybko. Uwiódł mnie tym, co mi o sobie powiedział. Na pewno dom mnie tego nauczył, wyniosłam z domu, że trzeba pomagać. Ja miałam tatę, mamę, dziadków przynajmniej z jednej strony. I babkę z drugiej strony. A tu był człowiek, który był sam.

Jeżeli byłam chaotyczna, przepraszam, ale tu się tyle wątków nakłada…

Bardzo, bardzo pani dziękujemy, że chciała się pani z nami podzielić waszą historią.

do góry

Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce

ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl

Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu