Aleksandra Kaniuka (z d. Rozengarten), urodzona w 1937 r.
O moich przeżyciach nie wie prawie nikt
Urodziłam się w Warszawie.Mieszkaliśmy przy ulicy Nowogrodzkiej 4. Ojciec mój Stanisław Rozengarten pracował jako główny księgowy w Towarzystwie Ubezpieczeń, matka Irena prowadziła ze swoim ojcem Henrykiem fabryczkę taśm i wstążek na ulicy Leszno.
Z chwilą wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. ojciec został powołany do wojska (odtąd nic o nim nie wiedzieliśmy aż do jesieni 1944 r., kiedy to okazało się, że był na terenie ZSRR w różnych obozach i cudem ocalał), ja natomiast z matką zostałyśmy w Warszawie.
W momencie wydania przez władze niemieckie rozporządzenia o utworzeniu getta i nakazu zamieszkania w nim wszystkich Żydów przeniosłyśmy się tam na ulicę Leszno. Razem z nami mieszkał mój Dziadek Ludwik Rozengarten, który później zmarł na tyfus. W getcie znalazła się również prawie cała rodzina mojej Matki.
Po udanym wyjściu z getta na „stronę aryjską” (zostałyśmy wy prowadzone) mieszkałyśmy w różnych miejscach w Warszawie u różnych ludzi. Pamiętam, że zmieniałyśmy bardzo często miejsce pobytu. Parę razy musiałyśmy nawet uciekać z zajmowanego mieszkania. Tak było w przypadku naszego pobytu na ulicy Targowej 15, w Wawrze i Michalinie.
Przez jakiś czas byłam ukrywana na wsi w Radziwiłłowie u państwa Słomków. Byłam tam z opłaconą opiekunką, p. Jadwigą Plaskotą. Z tego okresu pamiętam, jak opiekunka wyrzucała mnie z domu do lasu i kazała czekać, aż po mnie przyjdzie, ponieważ do niej przychodzili znajomi. Bardzo często z byle powodu biła mnie, krzycząc przy tym, że jestem Żydówką, że odejdzie i mnie zostawi.
Matka odwiedzała mnie raz w tygodniu. Z powodu tej opiekunki Matka musiała mnie odebrać. Pamiętam moment, jak jechałyśmy otwartym wozem konnym z mokrą bielizną przez las do Studzieńca w Puszczy Mariańskiej. Był to mroźny listopad (roku nie pamiętam).
Następnie zostałam umieszczona w sierocińcu w Śródborowie. Sierociniec prowadziły siostry zakonne. Okres pobytu w Śródborowie pamiętam jako bardzo smutny.
Po opuszczeniu sierocińca byłam już z Matką. Ukrywałyśmy się nadal. Mieszkałyśmy między innymi na ulicy Grójeckiej 42, na ulicy Stępińskiej u pani Heleny Wojdowej.
Powstanie Warszawskie przeżyłyśmy w Miedzeszynie. Tam też Matka musiała mnie dość często chować do piwnicy bojąc się ludzi. Niestety, mój wygląd nie wskazywał na słowiańskie pochodzenie.
Z tego okresu pamiętam odwiedziny żołnierzy radzieckich. Po ich wyjściu zginęły Matce: zegarek, obrączka i pierścionek. Pamiętam też dobre odruchy ze strony wojskowych radzieckich. To oni wyleczyli mnie ze świerzbu.
Ta nieduża ilość szczegółów z tego koszmarnego okresu jest wynikiem tego, że jako dziecku mało pozostało mi w pamięci, a Matka moja nigdy nie chciała do tego wracać.
Ja nie oglądam filmów o tematyce okupacji hitlerowskiej, filmów o getcie i o holokauście narodu żydowskiego. W ogóle unikam wszystkiego, co nosi znamiona brutalności i gwałtu.
O moich przeżyciach jako dziecka żydowskiego nie wie prawie nikt. Unikam rozmów na ten temat i nie przyznaję się do tego. Nie przypuszczam, żeby szczegóły z mego życiorysu były tak ciekawe, aby je umieszczać publicznie. A może nie mam racji?
Warszawa, 1992 r.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl