Hanna Janowska z d. Kleinberg, urodzona w 1936 r. (2)
Okaleczone drzewo
[Publikujemy cztery wspomnienia sióstr Kleinberg. Pozostałe można przeczytać wybierając „Hanna Janowska (1)”, „Ewa i Hanna Janowskie” albo „Ewa i Hanna Janowskie — listy”w zakładce „wspomnienia”]
Filmowe wspomnienie Hanny Janowskiej jest dostępne na stronie USC Shoah Foundation, kliknij żeby zobaczyć.
Pochodzę z bardzo licznej rodziny żydowskiej, osiadłej w Krakowie od wielu pokoleń. Wiele było takich rodzin w Krakowie oraz w innych miastach i miasteczkach Polski, współtworzyły one społeczności tych miast.
Żydzi mieszkali i pracowali wśród Polaków, tu była ich ojczyzna. I mogłoby tak trwać, gdyby nie koszmar wojny. Niektóre rodziny zostały całkowicie unicestwione, inne znacznie zdziesiątkowane.
Ocalałe z zagłady osoby w większości rozproszyły się po świecie. Nieliczne pozostały w Polsce. Moja rodzina również poniosła ogromne straty, zamordowano bliskich i dalszych krewnych. Pragnę ją opisać i upamiętnić w postaci drzewa genealogicznego.
Pomysł opracowania drzewa genealogicznego zrodził się w czasie, kiedy porządkowałam zdjęcia rodzinne z czasów przedwojennych, które przechowały się u życzliwych moim rodzicom polskich przyjaciół. Miało to drzewo objaśnić moim dzieciom i wnukom zdjęcia umieszczone i opisane w albumie.
Inspiracją i wzorem dla skonstruowania „drzewa” było drzewo genealogiczne rodziny Joanny Olczak-Ronikier, umieszczone na końcu niezwykłej opowieści W ogrodzie pamięci. Ogarnięcie historii w niej zawartych byłoby bez tego drzewa o wiele trudniejsze.
Drzewo genealogiczne rodziny Pasterów, z której pochodziła moja Matka i rodziny mojego Ojca – Kleinbergów, udało mi się opracować dzięki notatkom z rozmów z Mamą, zapiskom i materiałom zebranym w czasie przygotowywania się do wywiadu, którego udzieliłam Fundacji Historii Wizualnej „Ocaleni z zagłady” Stevena Spielberga oraz dzięki przechowanym dokumentom, które zgromadziłyśmy razem z siostrą do wspomnienia zamieszczonego w II tomie Dzieci Holocaustu mówią… Dodatkowo istotne i ważne były informacje, jakie przekazała mi moja siostra Ewa, kuzyn Aleksander i kuzynka Ada.
Nieocenioną pomocą w mojej pracy okazał się internet. Pierwsze hasło, jakie zadałam wyszukiwarce po zainstalowaniu internetu, dotyczyło imienia i nazwiska mojego Ojca, Romana Kleinberga. Miałam nadzieję, że dowiem się o moim Ojcu czegoś więcej, niż mówią zebrane dotąd informacje.
Moja ciekawość została wynagrodzona, pokazało się bowiem drzewo genealogiczne rodziny Brennerów, a w nim mój Ojciec, moja Matka, rodzeństwo i rodzice Ojca.Drzewo to opracował Dan Hirschberg, profesor Informatyki Uniwersytetu Kalifornijskiego. Realizując swoje hobby, skonstruował ponad 300 drzew genealogicznych rodzin krakowskich. Dzięki mojemu „internetowemu odkryciu” mogłam cofnąć się w „drzewie” o dwa pokolenia, do roku 1792.
Miałam nadzieję, że od autora dowiem się czegoś więcej o moich przodkach. Niestety prof. Hirschberg nic nie wie o umieszczonych w „drzewie” osobach oprócz dat ich urodzin, zgonów i dat zawarcia małżeństwa.
Wracam do właściwego tematu mojego wspomnienia. Będzie ono rozwinięciem drzewa genealogicznego, przywołaniem pamięci członków rodziny mojego Ojca i Matki, którzy mieli to nieszczęście, że żyli w czasie wojny i z racji swojego żydowskiego pochodzenia stali się ofiarami tej wojny. Pragnę w ten sposób unaocznić, jak drzewo genealogiczne naszej licznej rodziny zostało boleśnie okaleczone przez Holocaust.
Pasterowie i Kleinbergowie byli rodzinami wielodzietnymi. Dzieci dziadków, kiedy rozpoczęła się wojna, miały już swoje rodziny.
Pamiętam i wiem z zachowanych listów i opowiadań naszej Mamy oraz żyjących członków rodziny, że więź rodzinna była wyjątkowo mocna. Większość rodziny mieszkała w Krakowie i od lat utrzymywała bliskie, serdeczne kontakty. I mogłoby tak trwać, gdyby nie wybuchła wojna.
Zaczęły się rozpaczliwe ruchy dla ratowania życia. Mniej zaradni byli zamykani w gettach i obozach koncentracyjnych, inni widzieli ratunek w ucieczce na wschód, jeszcze innym udało się uciec za granicę do krajów niekontrolowanych przez Niemców. Nieliczni, jak ja z Matką i siostrą, cudem wyrwani z getta – przeżyli na tak zwanych aryjskich papierach.
Wszyscy bez wyjątku byli ofiarami Holocaustu: nie tylko ci, co cierpieli koszmarne warunki w gettach, rozłąkę z rodzinami, tortury w obozach, ukrywanie się pod strachem, że zostaną wydani, ale nawet ci, co uciekli przed hitlerowcami na wschód. Tam bowiem wpadali w szpony oprawcy równie groźnego jak oprawca niemiecki.
A oto losy poszczególnych członków naszej rodziny. Dziadek Wilhelm Kleinberg był fotografem, miał Zakład na ulicy Gertrudy w Krakowie. Ostatnio na wystawie Taki Kraków zapamiętaj były pokazywane m.in. fotografie robione przez mojego Dziadka. Fotografie te – jak pi-sze recenzent wystawy – są „bezcennym dokumentem dla historii Krakowa”. Były one reprodukowane w formie składanych kart pocztowych i cieszyły się dużą popularnością.
Kiedy pobyt w Krakowie stawał się coraz bardziej niebezpieczny, moja Matka postanowiła sprowadzić do Rabki dziadka Wilhelma Kleinberga i jego żonę, babcię Antoninę oraz swoją matkę, a moją babcię, Laurę. W Rabce mieszkaliśmy od kilku lat. Tu mój Ojciec miał pierwszy w tym miasteczku gabinet dentystyczny.
Rabka, zamiast bezpiecznym schronieniem, okazała się tragiczną pułapką. Stacjonujące tu – w budynku gimnazjum św. Teresy – gestapo zaczęło planowo i konsekwentnie „likwidować” żydów. Na pierwszy ogień szli ludzie starzy i niepełnosprawni, a potem wszyscy, którym nie udało się uciec. Nasze dwie babcie Laura i Antonina oraz dziadek Wilhelm zostali rozstrzelani w lesie, po wcześniejszym przetrzymywaniu ich w ciasnej komórce, w nieludzkich warunkach.
Jak niewyobrażalną tragedię przeżyła moja Mama, kiedy odprowadzała swoją matkę, wiedząc, że idzie ona na śmierć. Więcej o tej tragedii napisałyśmy z siostrą w drugim tomie Dzieci Holocaustu mówią…
W miejscu tej koszmarnej zbrodni jest cmentarzyk z pomnikiem i wielkimi płytami, pokrywającymi masowe groby. Odwiedzam to miejsce z rodziną i znajduję ślady opieki nad grobami ze strony miejscowej ludności, a także charakterystyczne niebieskie blaszane znicze, zapalane przez żydów z Izraela.
Dziadek Jakub Paster, mąż babci Laury, był przed wojną urzędnikiem w banku wiedeńskim. Zmarł śmiercią naturalną na początku wojny w 1940 roku. Można powiedzieć, że los był dla Niego łaskawy. Uniknął koszmaru, jaki spotkał Jego żonę Laurę i dziadków Kleinbergów.
Losy drugiego pokolenia Kleinbergow i Pasterów były równie tragiczne, choć na szczęście nie wszyscy zginęli.
Mój tatuś Roman Kleinberg, powołany do wojska, ruszył na wojnę, ale nie znalazł już swojej jednostki. Chcąc dołączyć do niej wraz z innymi, którzy znaleźli się w tej samej sytuacji, szedł na wschód i doszedł do Lwowa. Tam dostał się w ręce wojsk sowieckich i został aresztowany, jako szpieg.
Tatuś po przejściu gehenny obozów pracy został zwolniony w 1942 roku w wyniku amnestii i skierował się na południe do Uzbekistanu w nadziei, że wstąpi do Armii Andersa. W Uzbekistanie panowała epidemia tyfusu. Wycieńczony niewolniczą pracą i życiem w strasznych warunkach obozowych zaraził się tyfusem i w sierpniu 1942 roku zmarł w wieku czterdziestu lat, a był tak bliski celu!
Losy Tatusia na wygnaniu odnotowane są w książce Lagry – Przewodnik Encyklopedyczny, wydawnictwo KARTA. Numer więźnia 1023, str. 103 (tekst napisany w języku rosyjskim).
Brat tatusia, Juliusz Kleinberg, był urzędnikiem w Krakowie i działaczem sportowym, wiceprezesem Krakowskiego Związku Lekkiej Atletyki, a także sędzią tej dyscypliny sportowej. Juliusz, jego żona Sabina i synek Eryk zostali rozstrzelani na drodze, kiedy wraz z innymi żydowskimi więźniami z Podhala byli gnani do Nowego Targu
na stracenie. Powodem rozstrzelania całej rodziny było to, że Juliusz stanął w obronie żony uderzonej przez hitlerowca w twarz!
Oboje mieli po 42 lata. W ten sposób straciłam wujostwo i niewiele starszego ode mnie kuzyna. Miał zaledwie 11 lat.
Siostra ojca, Zofia, żona adwokata Izydora Mindera, zginęła rozstrzelana w obozie koncentracyjnym w Stutthofie w ostatnich dniach wojny, podczas likwidacji obozu przez Niemców. Miała w chwili śmierci 48 lat. Wcześniej była więziona w getcie krakowskim i nawet, dzięki życzliwym znajomym Polakom, dostała szansę ucieczki z getta. Jednak zrozpaczona rozłąką z mężem i synem – nie chciała się ratować.
Ciocia Zosia przed wojną prowadziła dom mody. Była bardzo piękną kobietą, w Muzeum Narodowym w Krakowie jest jej portret malowany przez Mehoffera i popiersie dłuta Dunikowskiego.
Jej mąż Izydor Minder – adwokat oraz jego syn Jerzy uciekli do Lwowa. Wujek, aresztowany we Lwowie i wywieziony do łagrów, nie przetrzymał panujących tam strasznych warunków, a także rozłąki z żoną i zmarł w 1940 roku. Jurek wyrwał się z Rosji z Armią Andersa, przedostał się poprzez Bliski Wschód do Anglii i tam zmarł tuż po zakończeniu wojny w roku 1945, wskutek choroby nabytej w obozie. W chwili śmierci miał 24 lata. Jurek był bardzo dobrze zapowiadającym się młodym literatem i poetą, drukował w polskiej prasie emigracyjnej.
Brat mojego tatusia, Edward Kleinberg, ożeniony z Polką Marią Rembisz i wychrzczony przed wojną, nie był tak zagrożony jak inni żydzi. Miał aryjskie papiery i aryjski wygląd. Przeżył wojnę z żoną i córką Ewą. Moja kuzynka Ewa mieszka obecnie w Kanadzie.
To właśnie wujek Edek poprosił krewnego swojej żony Mariana Sikorskiego o pomoc w ratowaniu swoich bratanic, to jest mnie i Ewy. Pan Sikorski, narażając życie swoje i swojej rodziny, wywiózł nas na głęboką wieś, koło Jasła. Nasza Mama, po zdobyciu aryjskich papierów, dołączyła do nas. Tam, dzięki życzliwości przyjaciół i miejscowych ludzi, cudem doczekałyśmy końca wojny. Pan Marian Sikorski, za Jego wielkie bohaterstwo, został uhonorowany me-
dalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Siostra Tatusia, Paulina, była żoną Fryderyka Keinera – doktora prawa, który zmarł przed wojną i został pochowany na cmentarzu żydowskim w Jordanowie. Ciocia Pola razem z synem Aleksandrem i drugim mężem, Leopoldem Goldmanem, przeżyli wojnę w łagrach sowieckich, wykonując niewolniczą pracę przy wyrębie lasów. Po wojnie wrócili do Polski. Ciocia była z zawodu pielęgniarką, a jej syn, Aleksander Ziemny, jest literatem i poetą. Jest On w tej chwili najstarszym członkiem naszej rodziny.
Trzecia siostra tatusia, Irka, była nauczycielką muzyki; uciekła z Polski przez Rumunię do Anglii i w ten sposób przeżyła wojnę. Bardzo zatroskana o losy naszej rodziny, robiła po wojnie poszukiwania zaginionych przez Czerwony Krzyż. To od Niej przyszła straszna wiadomość, że nasz tatuś nie żyje. Do końca życia pomagała swojej siostrze Poli.
Losy rodziny Pasterów były równie tragiczne. O Dziadku Jakubie Pasterze i Babci Laurze wspomniałam na początku, kiedy pisałam o masowych „likwidacjach” żydów w Rabce. Zygmunt Paster był lekarzem. Przed wojną, razem z żoną Malą i córeczką Anitą, mieszkał w Krakowie, a w czasie wojny w Nowym Targu. Nie wiem nic o ich dalszych losach, wszyscy zginęli prawdopodobnie w roku 1942. Anitka miała wówczas 6 lat.
Moja Mama kiedyś zadała sobie pytanie – może jednak Anitka, jak wiele żydowskich dzieci, została przygarnięta i adoptowana przez jakąś polską rodzinę? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy.
Moja Matka, Alicja z Pasterów Kleinberg, po wyjeździe Tatusia została wyrzucona przez gestapowców z mieszkania, tułała się razem ze mną i moją siostrą Ewą po różnych miejscach w Rabce, zepchnięta w końcu do getta, z którego wyratował nas wspomniany pan Marian Sikorski. Po wojnie moja Mama wyszła za mąż za Władysława Nogalę, poznanego w czasie ukrywania się na wsi.
Irma z Pasterów Laksberger, siostra mojej Mamy, razem z córką Adą dostała się najpierw do obozu pracy w Płaszowie koło Krakowa, a stamtąd do obozu w Częstochowie. Opowiadała nam, że dzięki umiejętności gotowania prowadziły obie kuchnię dla oprawców obozowych i to była „bardzo dobra” sytuacja w porównaniu z losem pozostałych więźniów.
Na ostatnim apelu, gdy już było wiadomo, że obóz wyzwolą Rosjanie, a Niemcy przygotowywali „likwidację” więźniów, Irma z nadludzką siłą i odwagą wystąpiła z szeregu, wzięła Adę pod rękę i razem poszły do latryny, o dziwo nie zatrzymane przez Niemców.Tam przeczekały w dole kloacznym kilka, a może kilkanaście godzin. Hitlerowcy, zanim uciekli, zlikwidowali obóz, a więźniów wymordowali. One zostały na miejscu i w ten sposób się uratowały. Historia nie do wiary, a jednak tak było.
Owdowiała Irma wyszła po wojnie za mąż za Ludwika Brodera, dok- tora prawa i nauczyciela przedmiotów humanistycznych i razem wyjechali do Izraela.
Mąż Irmy, Maksymilian Laksberger, doktor prawa, był początkowo razem z żoną, córką Adzią i synem Jerzym w obozie pracy w Płaszowie. Kiedy kobiety wywożono z tego obozu do obozu w Częstochowie, mężczyźni trafili do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Był między nimi Maksymilian razem z synem Jerzym. Z relacji Irmy wiem, że Maksymilian zmarł na rękach swojego syna Jurka w przededniu wyzwolenia! Miał 48 lat. Jurek Laksberger żyje i mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Rudolf Paster, brat mamy, podobnie jak jego siostra, Irma Paster, pracował w obozie w Płaszowie. Opowiadała Irma, że kiedy likwidowano obóz i przewożono więźniów ciężarówkami do innych obozów, nie zdążył dobiec do ciężarówki i to był ostatni raz, kiedy Irma go widziała. Nie wiadomo, jak i kiedy zginął, miał 29 lub 30 lat.
Jak widać odcięte zostały całkowicie trzy gałęzie naszego drzewa: jedna – rodzina Juliusza i Sabiny Kleinbergów z synkiem Erykiem, druga – rodzina Zygmunta i Mali Pasterów z córeczką Anitą, i trzecia – rodzina Zofii i Izydora Minderów z synem Jerzym. O ileż bardziej rozgałęzione mogłoby być to nasze „drzewo”…
Zginęło wskutek działań wojennych piętnaście osób z dwudziestosześcioosobowej rodziny. Wobec naszej rodziny Hitler „wykonał swój plan eksterminacji żydów” w ponad sześćdziesięciu procentach!
Pozostali przy życiu członkowie rodziny też niemało ucierpieli: niektórzy zostali boleśnie osieroceni. W ich psychice pozostał trwały ślad przebytej gehenny i utraty bliskich. W tej chwili, z tym urazem, żyją już tylko „dzieci Holocaustu”, osoby, które w czasie wojny były dziećmi. Ich rodzice zmarli, nierzadko przedwcześnie.
Może kogoś razić, że do tak bolesnych wspomnień wprowadzam liczby. Nie mogłam jednak pominąć tej tragicznej statystyki, jest ona tylko skromnym dowodem ogromu nieszczęść, jakie spowodował Holocaust.
Wiem, że są rodziny całkowicie zgładzone, po których nie pozostał nawet ślad. Są też ludzie, którzy nie wiedzą nic o swoich bliskich i wciąż szukają swoich korzeni. Mam dużo pokory i współczucia w stosunku do tych ludzi. Można powiedzieć, że jestem w lepszej sytuacji, bo przeżyłam wojnę razem z własną matką i siostrą.
Czy można te tragedie wojenne wartościować, oceniać, czy są mniejsze, czy większe? Czy też powiedzieć, że nie ma co pisać, bo były gorsze nieszczęścia? Myślę, że należy mówić i pisać, żeby choć w ten sposób oddać hołd i tym bliskim, i milionom innych zamordowanych w czasie wojny. Gdy zabraknie mojego pokolenia, nikt o Nich nie będzie już pamiętał.
Post scriptum
Już po oddaniu do redakcji moich wspomnień ukazała się książka pt. Mroczne sekrety willi Tereska autorstwa Wojciecha Tupty, Michała Rapty i Grzegorza Moskala. Książka ta zawiera obszerne dane o okupacyjnej tragedii w Rabce i w innych miejscowościach na Podhalu, gdzie zostali zamordowani moi bliscy. Nie było dotąd tak wnikliwej publikacji na ten temat, opartej na zeznaniach świadków i wielu zebranych dokumentach.
Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że autorami tej książki są dwaj uczniowie (kiedy pisali książkę, byli jeszcze gimnazjalistami) i ich młody profesor – historyk. Zaangażowanie tak młodych ludzi w ocalenie od zapomnienia zbrodni hitlerowskich i w upamiętnienie ofiar tych zbrodni jest godne największego uznania.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl