Chipora Reem
zdjęcia: 3

Dziewczynka, która nie wiedziała kim jest

Chipora Reem, urodzona w 1939 lub 1940 roku

Była Cesią, od Dudków z Odrzykonia, a potem przyjechał jakiś człowiek i zabrał ją od nich. I powiedział, że jest Żydówką. Oto historia dziewczynki, która nie wiedziała kim jest.

Można by zacząć od tego jak się nazywam, ale to nie jest wcale proste. Przez ostatnie lata byłam Zipporą Reem, matką i żoną, ale to było nazwisko mojego męża i imię nadane mi przez rząd w Izraelu. Wcześniej byłam Cecylią Dudek, małą dziewczynką z Odrzykonia. Ale urodziłam się jako Zila/Zirl Weinstein.Przez lata nie wiedziałam kim jestem, chociaż pamiętałam kim przez chwilę byłam.

Do dziś uwielbiam ziemniaki ze śmietaną. W Izraelu nie ma takiego typowego kwaśnego mleka, więc jem właśnie ze śmietaną. To dla mnie pierwszorzędny przysmak. Te ziemniaki, gąski, które wypasałam, zapach siana – to pamiętam. Staram się pamiętać. Pamiętam też głód. I zimną podłogę w kuchni, tam chyba często leżałam. Dudkowie to byli prości ludzie i w domu panowała bieda. 

Pamiętam też inne rzeczy, takie skrawki wspomnień. Jak gestapowiec przyłożył mi pistolet do skroni i kazał recytować modlitwy. Sprawdzał, czy jestem chrześcijanką. Jak później zasypiałam nocami w tamtym strasznym sierocińcu, trzymając w dłoniach mój krzyżyk od mamy Marii i tłumacząc, że ja jestem przecież Cesią Dudek, nie jakąś Żydówką. Odebrano mnie moim rodzicom i wysłano bardzo daleko. Mówiono, że jestem kimś innym. Ale nikt nie powiedział dokładnie kim. Dopiero po latach, po wielu latach syn namówił mnie na poszukiwanie śladów mojej przeszłości. Odnaleźliśmy je w Odrzykoniu, w Krośnie. Ale moi polscy rodzice już nie żyli. Nie doczekali powrotu ich małej Cesi.

Urodziłam się chyba w 1939 lub 1940 roku. I jak tu obchodzić urodziny? Nie odnaleziono w krośnieńskich i korczyńskich archiwach żadnego wpisu, który by mnie dotyczył. Ale teraz wiem, że jestem córką Chemie Weinsteina-Beera i Beili Vogel z domu Katz. Mój ojciec był właścicielem składu drewna w Krośnie, synem Mozesa Beera i Czarne z domu Weinstein, urodził się w 1903 roku w Korczynie. Moja matka Beila była córką Sussmana i Chaje z domu Hersh, urodzoną w 1900 roku w Korczynie. Pobrali się w 1935 roku w Krośnie. Miałam starszego brata Chaima i siostrę Mariem. Nie wiem, co się z nimi stało. 

Ale ja nie znałam mojej rodziny, nie pamiętałam jej. Nawet teraz znam ją tylko z wykazów urzędowych. Dla mnie rodziną byli Dudkowie. Mama Maria i ojciec Stanisław. Choć trochę trwało, zanim ich sobie przypomniałam. Ale taka jest pamięć dziecka. 

Trafiłam do nich jesienią 1940 roku. Mój dziadek od strony matki Sussman Katz, właściciel tartaku w Krośnie poprosił jednego ze swoich pracowników, Grzegorza Urbowicza o ukrycie mnie. Człowiek ten nie mógł mnie przyjąć, ale skontaktował dziadka z Dudkami. Oni zgodzili się pomóc. Nie mieli własnych dzieci, cieszyli się zatem, że będą jakieś wreszcie mieć. 

Zimą zaaranżowane zostało spotkanie w lesie koło wsi Odrzykoń, podczas którego przekazano mnie Stanisławowi Dudkowi. I od tamtego dnia to był mój ojciec, a jego dom był moim domem. Byłam tam pięć, może sześć lat. Potem ktoś przyjechał i zabrał mnie z mojego domu. Nie wiem, kto to był, ale na pewno wiedział kim ja jestem. Bo kiedy umieszczono mnie w sierocińcu w Krośnie, nosiłam już nazwisko swego prawdziwego ojca – Cesia Beer. 

Szybko wywieziono mnie do Krakowa, potem do Bratysławy. Od 1947 roku przebywałam w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Ulm, w Niemczech, potem w Marsylii we Francji. Kiedy rok później trafiłam do Izraela nazywano mnie olehem, Żydem imigrującym. A ja ściskałam ten mój krzyżyk od mamy i mówiłam: „Jaki tam ze mnie Żyd. Ja jestem Cesia Dudek”.

Wszyscy wokół mnie mówili, że jestem kimś zupełnie innym, dlatego nie wiedziałam kim jestem i bardzo cierpiałam. A przede wszystkim – ja im po prostu nie wierzyłam. Odkrywanie przeszłości nie interesowało mnie. Chciałam żyć. Aż w 1956 roku znalazł mnie w Izraelu mój przyrodni brat, Nachman Katz. Przeżył wojnę na wschodzie i odnalazł mnie. A wraz z nim odnalazła mnie moja przeszłość. Odnalazła mnie przede wszystkim pamięć matki. 

Beila Katz była zamężna dwa razy. Z pierwszego małżeństwa z Abrahamem Voglem miała szóstkę dzieci – między innymi brata, który mnie odnalazł, a z drugiego trójkę, między innymi mnie. Nagle z tej samotnej, zagubionej dziewczynki stałam się kimś konkretnym, z nazwiskiem, z matką, ojcem, rodzeństwem. Otoczyły mnie te wszystkie imiona: Malka, Nachman, Frimet, Feiga, Josef, Mechel, Chaim, Mariem. I nie byłam już tak strasznie samotna.

Powiedziano mi, że mama i moja siostrzyczka ukrywały się w mieście, ale w 1943 roku ktoś wydał ich kryjówkę gestapo. Ojciec i brat zniknęli. Na ślad losu ojca natrafilłam starając się o polskie obywatelstwo. W lutym 1944 roku zatrzymano go w Trzebini, zesłano do Płaszowa, do Gross-Rosen, a później do Buchenwald, gdzie zmarł w lutym  1945 roku „z powodu ostrej niewydolności serca spowodowanej zapaleniem płuc”.

Już nie byłam Cesią od Dudków, tylko Żydówką. Ocalałą, uratowaną Żydówką. A tak sprawdzali, a tak mierzyli… Kiedy tato Stanisław zgłosił we wsi, że mnie znalazł w lesie i przygarnął, trzeba było jeździć do Krosna na gestapo, a tam cała komisja przeprowadzała badania lekarskie, czy aby nie jestem Żydówką. I proszę sobie wyobrazić, że nie miałam żadnych cech semickich. Z całą pewnością pomógł mi fakt, że byłam dość pucułowatym, blond aniołeczkiem. I znałam wszystkie pacierze. Rodzice mnie ochrzcili i wyuczyli wszystkiego.

Często o nich myślę, bo to jedyni rodzice, jakich miałam. Długo nie mogłam pogodzić się z faktem, że mnie od nich zabrano. A oni, już dziś wiem, nie mogli pogodzić się ze stratą dziecka. To przecież stało się tak nagle. Ktoś przyszedł i po prostu mnie zabrał. Są świadkowie, którzy mówią, że mama Maria dwa razy zabierała mnie z krośnieńskiego sierocińca. Że nie mogła pozwolić mi odejść. Podobno sama raz uciekłam. Niektórzy mówią, że mężczyzna podawał się za mojego ojca. Inni, że Dudkowie za wydanie mnie otrzymali skórzaną kurtkę, maszynę do szycia i amerykańskie dolary. A poza tym powiedziano im, że mężczyzna jest wysłannikiem mojej biologicznej matki. Powiedziano im, że przeżyła i żąda wydania córki. Zabrano mnie i szybko wywieziono.

W Odrzykoniu wszyscy wiedzieli, że jestem dzieckiem żydowskim, ale mama Maria bardzo dbała, żeby nikt mnie nie przezywał, żeby nikt się nie wygadał. Uważam, że to cud, że ja tę wojnę przeżyłam, że nikt mnie nie wydał. Ale po wojnie ktoś się jednak wygadał i Wojewódzki Komitet Żydowski przysłał po mnie człowieka. Zabrano mnie do sierocińca i wywieziono. Dudkowie długo starali się o odzyskanie swojej Cesi, ale odszukanie mnie było dla nich niemożliwe. Do końca życia nie wiedzieli co się ze mną stało, gdzie jestem, czy żyję. Nie mieliśmy żadnego kontaktu. A ja odszukałam tą moją przeszłość zbyt późno. Nie zdążyłam im podziękować.

Od 2001 roku ludzie z Odrzykonia starali się o uhonorowanie Dudków medalem Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, ale ciągle brakowało świadectwa małej Cesi, która zniknęła. Mój Boże, gdybym wiedziała wcześniej, gdybym przypomniała sobie wcześniej… W Izraelu skupiłam się na życiu, na mężu, na dzieciach. Wszystko się pozacierało. Z dzieciństwa pamiętałam niewiele. Biedę, głód, Niemców i sierocińce. Stare zdjęcie, które zawsze miałam przy sobie, a które dała mi matka Maria, na odwrocie miało adres Dudków. Z czasem wyrazy pozacierały się tak, jak i moja przeszłość. Długo trwało odgrzebywanie jej. Ale udało się.

Jestem Zippora Reem, córka Chaime Weinsteina i Beili Vogel z Krosna. Jestem matką czworga dzieci i babką czternaściorga wnucząt. Córka mojego syna Yaira ma na drugie imię Mariem – na część mojej siostry, która zginęła podczas wojny. I na część Marii Dudek, polskiej mamy, która uratowała mnie.

Opracowanie na podstawie wywiadu (2017) Katarzyna Krępulec-Nowak
Tłumaczenie z hebrajskiego Yair Reem
Tłumaczenie z angielskiego Katarzyna Krępulec-Nowak

Fotografie i pamiątki
do góry

Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce

ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl

Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu