Dorota Szałajka, urodzona w 1941 r.
Jestem NN
Już jako dorosła osoba, po długich staraniach o pozwolenie na wgląd w dokumenty, znalazłam w lubelskim sierocińcu zapis o przyjęciu w 1942 r. dziewczynki NN, której nadano rok urodzenia 1941.
Zapis ten na pewno dotyczył mnie, ponieważ odnotowano tam nazwisko małżeństwa, które mnie z sierocińca zabrało w roku 1943. To byli moi późniejsi rodzice. Wydaje mi się jednak, że byłam wtedy starsza niż zapisano, ponieważ umiałam już mówić.
Z opuszczeniem sierocińca wiąże się pewna historia. Otóż dyrektorka sierocińca zaproponowała mnie swojej znajomej, sąsiadce moich późniejszych rodziców. Sąsiadka ta przyszła do sierocińca mnie zobaczyć, ale wróciła do domu naradzić się z mężem. Tej samej nocy znalazła pod swoimi drzwiami małego chłopca i wspólnie z mężem postanowili go przygarnąć. Ja byłam nadal „do wzięcia”.
O dziewczynce w sierocińcu dowiedziała się mieszkająca po sąsiedzku moja późniejsza matka i to ona wzięła mnie do siebie. Miałam już dom i rodziców. Ojciec mnie kochał i ja kochałam jego.
Matka, jak myślę, nie potrzebowała dziecka. Była dla mnie niedobra, karciła mnie z byle powodu i bez powodu, a nawet biła. Wzięła dziecko, bo chciała stworzyć rodzinę i przywiązać do siebie męża, sporo od niej młodszego.
Nie do końca jej się to udało. Rozeszli się po czternastu latach małżeństwa. Ja zostałam z matką. Była to prosta, wręcz prymitywna osoba, nie pracowała, zajmowała się domem. W czasie wojny pędziła bimber dla żołnierzy AK.
Ojciec był po wojnie w Milicji Obywatelskiej, zajmował stanowisko kierownika wydziału śledczego. Około 1949 r. został postrzelony, na szczęście wyzdrowiał. Bardzo to przeżyłam, bałam się o jego życie.
Mój chrzest odbył się w 1945 roku. Naukę zaczęłam w szkole prowadzonej przez siostry urszulanki. Były okrutne i było mi tam bardzo niedobrze. Potem przeszłam do szkoły TPD. Zdałam maturę. Pracowałam na odpowiedzialnych stanowiskach w handlu i administracji.
W 1959 r. wyszłam za mąż. Urodziłam dwie córki. Małżeństwo nie przetrwało. Po latach wyszłam za mąż po raz drugi. Urodził się syn, dużo młodszy od córek. To drugie małżeństwo też nie było udane. Źle wybierałam, źle trafiałam. Zabrakło mi szczęścia… Wchodziłam w rodziny wręcz antysemickie.
A zawsze wiedziałam, że jestem Żydówką. Jakim sposobem mogłam się o tym dowiedzieć? Czy mogłam pamiętać cokolwiek z bardzo wczesnego dzieciństwa, zanim oddano mnie do sierocińca? Może tak nazywano mnie właśnie w sierocińcu? Gdy byłam już trochę starsza i bawiłam się na podwórku z dziećmi, one też wołały na mnie „Żydówka”.
W połowie lat osiemdziesiątych zbliżyłam się do środowiska lubelskich Żydów. Udzielałam się w Izbie Pamięci, zdobyłam wielu znajomych. Zapisałam się do Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, gdy tylko powstało. Uczestniczę aktywnie w jego pracach organizacyjnych i edukacyjnych.
Nie jestem osamotniona. Mam własne dzieci, mam wnuki i przyjaciół. Ale ciągle jestem NN.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl