Frank Dobia, urodzony w 1926 r.
Uciekaj, synku!
28 listopada 2001 roku obchodzono po raz pierwszy Dzień Młodego Izraela na Uniwersytecie Warszawskim. Patronował mu rektor uniwersytetu, jego magnificencja profesor Piotr Węgleński. W sali im. Józefa Brudzińskiego, w Pałacu Kazimierzowskim, pani Bat Aden, charge d’affairs państwa Izrael, wręczała izraelskie medale kilku Polakom zasłużonym w dziele ratowania polskich Żydów w czasie Holocaustu.
Na uroczystości medalowej pojawił się wśród „Sprawiedliwych” przybysz z dalekiej Australii. Przemówił do nas po polsku, językiem niedzisiejszym. Frank Dobia, ocaleniec, przyjechał do Polski, by osobiście złożyć hołd „Sprawiedliwym wśród Narodów Świata”.
Zwracając się do nich bezpośrednio – powiedział: „Niewystarczające są słowa o waszym człowieczym uczynku w tak trudnym dla nas okresie. Niewystarczające są nawet i medale, bo wasze dłonie powinny dzierżyć berła, a głowy – nosić korony. Bo nie była to tylko odważna walka o ratowanie ludzi, ale też walka o ludzką godność, tych, co wierzyli w prymat dobra nad złem. Nas Polaków i żydów więcej jednoczy niż rozdziela”.
I o sobie: „Ja zostałem osierocony w krytycznym dziecinnym wieku i zamiast mieć nad sobą nadzór rodziców i rodzinne otoczenie, moją szkołą były ulice, getta i obozy. One mnie wychowały. Wojna mnie nauczyła dzielić ludzi na dobrych i złych”.
Potem była opowieść Australijczyka o żydowskim chłopcu, trzynastolatku wojennym:
„Dwa miesiące po wybuchu wojny już byłem w poniewierce i o głodzie, wysiedlony z rodzinnego domu do Płocka. Gorszy jeszcze był okres po drugim wysiedleniu z Płocka w 1941 roku, w Kieleckie do Chmielnika. Straszliwa była bieda, głód i brud, a pod sam koniec też i tyfus.
Jeden z wieśniaków zaproponował mi pracę u siebie w Kargowie. Natychmiast się zgodziłem. Pewnego wieczoru przyszedł sołtys i dał rozkaz, że muszę wracać do Chmielnika. Z samego rana wróciłem, akurat w tym dniu był tam jarmark. Wieśniacy siedzieli na furmankach na rogatkach miasta, ale ich do miasta nie wpuszczono, bo getto już było okrążone i obława akcji wysidleńczej (do Treblinki) była już rozpoczęta. Co się działo w Treblince, myśmy nie wiedzieli.
Pragnieniem moim było być razem z rodziną. Próbowałem się wkraść do getta. Nie udało mi się, bo straż zaczęła strzelać w moim kierunku i szybko się wycofałem, mieszając się z wieśniakami na rogatkach. Była ciemna noc, jak wróciłem do Kargowa i spałem jak zawsze w stodole. A już z rana stał sołtys przy stodole i ryczał, abym wyszedł. Wyskoczyłem ze stodoły, sołtys gonił za mną i mnie złapał. Porządnie mnie zbił, spętał, zabrał ze sobą do domu. Zaprzągł konia, zawiózł mnie (spętanego) do gminy i wrzucił do aresztu.
Czy jest sens wspominać po sześćdziesięciu latach jedno wydarzenie w małej wiosce, Tuczępach? – Tak. Opowiadam i powtarzam, i to nie tylko w Polsce, kim potrafi być Człowiek Sprawiedliwy. Opowiadam moim wnukom i wnuczkom, by w przyszłości oni opowiadali swoim dzieciom o człowieku w Tuczępach, który jest głęboko wryty w moją pamięć. Opowiadam o tym sekretarzu, który o zmierzchu tego samego dnia, kiedy byłem aresztowany, odchylił drzwi gminnego aresztu i szepnął: »Uciekaj, synku i niech litość Boska będzie z Tobą«”
Przepraszam Cię, kochany sekretarzu, że zapomniałem Twe godne nazwisko i za nieobdarzenie Ciebie medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, który się Tobie należy. Przysięgam, że próbowałem Ciebie odnaleźć, lecz nie udało mi się. Twa pierś odznaki „Sprawiedliwy” nosić nie będzie, lecz wspominam Ciebie tutaj, przy tej uroczystości, w gronie „Sprawiedliwych”, bo nimi jesteś teraz otoczony.
Ja ciągle medytuję, kiedy i w jaki sposób, a może nawet i ktoś jeszcze Ciebie namawiał, by tak szlachetnie zareagować i uchylić te żelazne drzwi gminnego aresztu, abym nadal żył, przetrwał i o tym zdarzeniu opowiadał. Nigdy się nie dowiemy, czy jeszcze ktoś brał w tym udział…
Wiem na pewno, że czekałeś do zmierzchu dnia, aby nikt Ciebie nie zauważył, że otwierasz drzwi aresztu, bo rano, w następnym dniu, miałem być oddany na gestapo, a mój los już wtedy byłby inny.
Pragnę też, abyś wiedział, że obecny przy dzisiejszej uroczystości jest teraźniejszy przedstawiciel Twej gminy, wójt Łabęcki. Wójt Ciebie, sekretarzu, nie znał, ale wójtowi już dawno temu opowiadałem o Twej szlachetności i o tym, jak próbowałem Ciebie odnaleźć.
Leż spokojnie na Twym wiecznym łożu, drogi sekretarzu, wiedząc, że ja o Tobie ciągle myślę i wspominam, lecz z długu mego za ocalenie mi życia nie jestem w stanie się Tobie odwdzięczyć. Proszę was i tu obecnych „Sprawiedliwych” – przygarnijcie do dzisiejszej uroczystości tego nieznanego wam sekretarza z dawnej gminy Tuczępy”.
Reportaż Katarzyny Meloch
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl