Irena Szczurek, urodzona w 1939 r.
Miłość to wielki dar
Jako „dziecko Holokaustu” przeżyłam wiele dramatów, doznałam też szczęścia i radości. Od niechybnej śmierci uratowała mnie moja Niania – człowiek o wielkim sercu i niezwykłej sile ducha.
Przed wybuchem wojny pracowała u moich rodziców 13 lat i cieszyła się ich szacunkiem i przyjaźnią. Bardzo kochał ją mój nieżyjący starszy Brat.
Stanowiliśmy bardzo szczęśliwą rodzinę. Tata – Izydor Präminger, utrzymywał rodzinę prowadząc kancelarię adwokacką w Radomsku, naszym miejscu zamieszkania.
Po wybuchu wojny wyjechaliśmy do Brodów (Ukraina), gdzie mieszkali moi Dziadkowie. Spotkały nas tu tragiczne losy. Moi bliżsi i dalsi krewni, wśród nich i ja, znaleźliśmy się w getcie. Rodzice nie potrafili się odnaleźć w tej strasznej rzeczywistości.
Niania była osobą opatrznościową, przynosiła nam do getta niezbędną odzież i żywność. Trzeba było mieć sporo odwagi, by często bywać w getcie. Miała ona swoje sposoby, by nam pomagać (łapówki dla strażników).
Po pewnym czasie Niania zdobyła się na niezwykle odważny krok – uraowała mnie, wyprowadzając za rączkę z getta. Potem załatwiła odpowiednie dokumenty, świadczące o tym, że jestem Jej córką, nadała mi oczywiście swoje nazwisko – Hromiak. Tata miał przepustkę, dzięki której mógł opuszczać getto i czasem odwiedzał nas w domu. Bardzo pragnął, abym została ochrzczona.
Moim ojcem chrzestnym został znajomy Taty, matką chrzestną osoba zaufana, która nie odmówiła prośbie mojej Niani. Nie pamiętam dnia, w którym zostałam ochrzczona, ale jako dorosła osoba (już dziś emerytka) doceniam liczne dary, jakie otrzymałam od Pana Boga. Od chwili chrztu nieustannie doświadczam dobra od Boga i ludzi.
Na chrzcie otrzymałam imiona Irena Stanisława. Odtąd nazywałam się Irena Hromiak. Szybko uczyłam się modlitw: Modlitwy Pańskiej, Pozdrowienia Anielskiego i Modlitwy do Anioła Stróża. Jednak broniłam się przed tą nauką, nie widziałam potrzeby modlenia się, a i teksty były dla mnie niezrozumiałe.
Do Niani zwracałam się „mamusiu”. Po jakimś czasie przełamałam się w sobie. W taki sposób przyszedł do mnie Chrystus. Nie rozstaję się z Nim do dziś i tak już pozostanie.
W roku 1960 zawarłam związek małżeński z Jerzym Szczurkiem – bratem mojej szkolnej przyjaciółki. Rodzina Męża zawsze była dla mnie życzliwa. Małżeństwo odmieniło mnie zupełnie, zostałam nie tylko w pełni zaakceptowana, ale też pokochana.
Znowu Chrystus postawił na mojej drodze Osobę całkowicie mi oddaną. Moje kompleksy pierzchły, sprawił to mój Mąż. W 1961 roku ukończyłam studia i rozpoczęłam pracę w szkole jako nauczycielka matematyki. Uwierzyłam w siebie, odniosłam zwycięstwo z pomocą życzliwych mi ludzi.
W 1962 i 1965 roku urodziły się nasze dzieci, które w odpowiednim wieku dowiedziały się o historii mojego życia. Są dumne, będąc tej samej narodowości co Chrystus. Ich postawa była dla mnie niezwykłą lekcją. Zaczęłam pogłębiać swoją duchowość m.in. modląc się z brewiarza.
Obecnie dzielę z moimi dziećmi poczucie dumy ze swojego pochodzenia. Psalm 33 głosi: „Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem, naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie”. Słowa Pana Boga zwiastują świetlaną przyszłość dla nas i ogromną nadzieję, bo: „Izrael będzie zbawiony przez Pana zbawieniem wiecznym. Nie doznacie wstydu i hańby po wszystkie czasy”.
Dzieci nasze ukończyły studia matematyczne na Uniwersytecie Łódzkim, usamodzielniły się i założyły rodziny. W 1991 roku spotkało nas wszystkich nieszczęście ‒ umarła moja Mama, dostała śmiertelnego udaru mózgu. Straciłam drugą Mamę, która kochała mnie bezgranicznie i bezwarunkowo.
Zatraciła siebie w miłości do mnie. Z mojego powodu nie założyła rodziny, nie miała swojego dziecka. Miłość mojej Mamy to wielki dar Nieba. W moim smutku i żałobie po śmierci Mamy podtrzymywał mnie mój Mąż i Dzieci. Postawiliśmy nagrobek, na którym widnieje napis: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
Bardzo mi brakowało kochanej Mamy. Dołączyła pewnie do swoich i moich Rodziców. Kolejny smutek, żali przygnębienie przyszły wraz z odejściem mego Męża po 40 latach małżeństwa. Nasza rodzina straciła prawego, oddanego najbliższym Męża i Ojca.
Niezwykle ważnym wydarzeniem w moim życiu było przyznanie Mamie Medalu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Uroczystość odbyła się 10 listopada 2009 roku. Medal wręczył ambasador Izraela Zvi Rav Ner. Przypadł mi zaszczyt odebrania tego odznaczenia w imieniu zmarłej.
Była to wspaniała, wzruszająca uroczystość. Czułam się, jakbym to ja otrzymała ten medal. Ta uroczystość jeszcze bardziej umocniła moje poczucie tożsamości. Medal ma piękny napis: „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”. Moja Mama uratowała cały świat, doświadczając wielu cierpień, zagrożenia życia, utraty własnej rodziny.
Składam wyrazy wdzięczności mojej przybranej Mamie za dar życia, a moim Rodzicom i Bratu – hołd za Ich męczeńską śmierć.
Mnie, jako dziecko, los oszczędził, nie rozumiałam wówczas grozy, którą dane mi było przeżyć. Cały ciężar tragedii dźwigała Mama. Do tego doszła troska o moje wychowanie i utrzymanie. Takie obciążenie mogła pokonać tylko osoba o silnym, prawym charakterze. Taką osobą była moja Mama.
Latem 1945 roku zakończyłyśmy podróż z Brodów. Zatrzymałyśmy się w Opolu i zamieszkałyśmy w nędznym mieszkaniu na poddaszu, w którym w zimie było zimno, a w lecie gorąco. Trudne, wręcz niemożliwe było znalezienie lepszego mieszkania, bo wszystkie były już zajęte przez rodziny z wcześniejszych transportów. W naszym mieszkaniu nie było wody, kanalizacji. Byłyśmy jednak szczęśliwe, że jesteśmy razem i że wojna się skończyła.
Byłam dzieckiem kochanym przez Mamę, co rekompensowało mi dotychczasowe przeżycia, a więc byłam radosna. Spokój nasz czasem był mącony przez nieznajomych ludzi, którzy chcieli mnie zabrać, a Mamie dać w zamian znaczną sumę pieniędzy. Mama była człowiekiem honoru, propozycje finansowe podbijała do absurdalnych sum, kończąc tym rozmowy.
Mnie ogarniał niepokój, nie wyobrażałam sobie życia bez Mamy. Przyznam, że byłam o Nią zazdrosna i nie lubiłam dzieci, do których zwracała się z serdecznością. Bałam się utraty Jej miłości.
Długo nie znałam swojego pochodzenia i nie wiedziałam, że moi Rodzice i Brat nie żyją. Z czasem dowiadywałam się prawdy o sobie samej i mojej Rodzinie od „życzliwych” osób. Bardzo to przeżywałam, zrodziły się we mnie kompleksy, ponieważ ludzie ci dali mi do zrozumienia, że gorzej być Żydem niż Polakiem.
Niekiedy byłam nazywana Żydówicą, a czasem ładną Żydóweczką. To wszystko bardzo mnie stresowało. Na szczęście nauka szła mi bardzo dobrze, co dawało mi sporo radości i satysfakcji.
Mama pracowała ciężko w cementowni jako pomoc murarska. Nie mogła dostać lepszej pracy, ponieważ nie wyraziła zgody na zapisanie Jej do PZPR. Do tego nie miała wykształcenia. Żyłyśmy w biedzie i prymitywnych warunkach. Nie otrzymywałyśmy znikąd najmniejszej pomocy.
Wszystko to sprawiło, że po 10 latach pracy Mama została zakwalifikowana do renty chorobowej. W tym samym czasie (1956 rok) rozpoczęłam studia matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Los nie szczędził nam biedy. Mama miała bardzo niską rentę, a ja dostałam niewielkie stypendium. Jednak radziłyśmy sobie.
W ciągu roku szkolnego udzielałam korepetycji z matematyki, a w czasie wakacji wyjeżdżałam na kolonie jako wychowawczyni. Mama była ze mnie dumna, a ja kochałam Ją z całego serca. Była moją najlepszą przyjaciółką i powierniczką.
Rozstając się z moimi Rodzicami w getcie, zapomniałam zupełnie o rodzonej Mamie, nie pamiętam Jej. Zniknęła z mojej pamięci, bardzo boleśnie odczuwam ten fakt.
W sierpniu 1942 roku zlikwidowano getto w Brodach, a jego mieszkańców pognano w niewiadomym kierunku. Przypuszczalnie wywieziono wszystkich do Bełżca, do komór gazowych. Wśród skazańców była moja Mama i Brat. Tata był w tym czasie poza gettem, korzystając z przepustki.Mamie udało się namówić Brata, by uciekł z transportu. Sama nie była w stanie tego zrobić i zginęła w komorze gazowej.
Brat pod osłoną nocy przyszedł do nas do domu. Przybrana Mama wpuściła go oknem, mieszkałyśmy na parterze. Tata również przyszedł do nas. Powstała znowu bardzo trudna sytuacja. Wszyscy byliśmy zagrożeni w przypadku donosu, a było to prawdopodobne.
W możliwie krótkim czasie Mama znalazła miejsce, w którym mieli być ukryci Tata i Brat. Moi najbliżsi byli schowani w stogach słomy. „Usługa” ta była płatna w miesięcznych ratach.
Zginęli na początku 1944 roku – zostali wydani niemieckim władzom lub ukraiński chłop, który ich ukrywał, sam dokonał na nich mordu. Mama wpadła w depresję, była bliska obłędu, chciała popełnić samobójstwo, ale ze względu na mnie tego nie zrobiła.
To był najtragiczniejszy czas dla Mamy i dla mnie. Zostałam z przybraną Mamą w wielkim bólu i bez środków do życia. Zasoby finansowe wyczerpały się w związku z koniecznością opłacania kryjówki Taty i Brata. Mama zaczęła pracować, abyśmy nie głodowały.
Niedługo, bo po trzech miesiącach od śmierci Taty i Brata, do Brodów wkroczyła Armia Czerwona. Zostałam pełną sierotą. Brak mi było Rodziców i Brata, który był wspaniałym dzieckiem: wrażliwym i zawsze współczującym biednym ludziom. Pan Bóg ochronił mnie przed śmiercią i hojnie mnie obdarowuje, jak czytamy we fragmencie psalmu 32: „Będę cię uczył i wskażę drogę, którą pójdziesz, mój wzrok będzie czuwał nad tobą”.
Po kapitulacji Niemiec, a właściwie po skończonej wojnie, powstały możliwości repatriacji na tzw. Ziemie Odzyskane. Mama natychmiast podjęła starania, by móc z tej ziemi przesiąkniętej krwią wyjechać jak najdalej.
Zerwała kontakty ze swoim rodzeństwem, mając do nich ogromny żal. Nie zgodzili się na ukrycie moich Rodziców i Brata, choć mieli odpowiednie warunki. Posunęli się jeszcze dalej – grozili Mamie denuncjacją w związku z ukrywaniem mnie.
Dostałyśmy zezwolenie na wyjazd. Jechałyśmy w bydlęcych wagonach lub na lorach z wieloma innymi rodzinami przez dwa miesiące w warunkach bardzo trudnych. Mimo to byłyśmy szczęśliwe, że uciekłyśmy z miejsca najgorszych wspomnień.
Tekst został zamieszczony w książce „Największa jest miłość”, pod red. ks. dr. hab. Stanisława Skobka,
Wydawnictwo Instytutu Teologicznego, Łódź 2011
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl