Janina Irani, urodzona w 1939 roku
Historia zatoczyła koło
ANNA KOŁACIŃSKA-GAŁĄZKA: Proszę powiedzieć co pani wie o swoim dzieciństwie?
JANINA IRANI: Urodziłam się jako Janina Miłas, nieślubne dziecko.
W którym roku?
Pod koniec 1939 roku.
W jakiej miejscowości?
Świadectwo chrztu miałam z Dobrej Szlacheckiej. Nie wiem czy byłam tam, czy nie byłam, czy rzeczywiście tam się urodziłam, czy po prostu dlatego, że mama też tam była zapisana. Miała z tamtąd metrykę.
Jak nazywała się pani mama?
Ala. Mieszkałyśmy na początku wojny najprawdopodobniej w Krakowie Pamiętam ten dom – to była willa, w dużym ogrodzie. Tam się bawiłam. Pamiętam, że mama lubiła grać na pianinie i na gitarze. Moje pierwsze wspomnienie jest właśnie z tamtąd. Z sąsiedniej willi Niemcy wyciągnęli trzech mężczyzn – najstarszego zastrzelili, a dwóch młodszych zabrali ze sobą.
Pamiętam, że wtedy schowałam się w krzakach, a potem pobiegłam do domu. Wkrótce potem mama z małą walizeczką i ze mną pojechała do Warszawy. Na Krakowskim Przedmieściu mama czekała na jakąś panią, która miała nas zabrać. Skąd wiem, że to było Krakowskie Przedmieście? Dlatego, że mama potem opowiadała koleżankom, że ja pytałam: jak to jest, że że Kraków jest w Warszawie?
Pamiętam też, że była u mamy jakaś znajoma i pytała: „Co zrobisz, jeżeli przyjdą tutaj Niemcy?”
Pani mówi o polskiej mamie?
Nie. Ciągle jesteśmy jeszcze z mamą rodzoną.
Mama odpowiedziała: „Wyleję na nich czajnik gorącej wody.” I ja zastanawiałam się: „A jak nie będzie gorącej wody?” Potem dowiedziałam się od ciotki w Izraelu, że mama była nauczycielką. Podczas wojny pracowała w Warszawie u zamożnej rodziny, gdzie było dwóch synów i ona była ich wychowawczynią. Miałyśmy tam z mamą swój pokój. Życie toczyło się spokojnie.
W którym to mogło być roku?
Ja tego dokładnie nie wiem.
Ale czy panie przebywały w getcie czy tylko po aryjskiej stronie?
Ne wiem. Spotkałam potem w Izraelu przyjaciółkę mojej mamy, która mówiła, że przez krótki okres byłyśmy w getcie, a potem mamie udało się wydostać stamtąd. Ale ja tego nie pamiętam.
Wiem, że leżałam w szpitalu, miałam operację nóg i operował mnie profesor Dega. Pamiętam, że mama opowiadała jaki to wspaniały człowiek. To było w szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie. Pamiętam, że zazdrościłam dzieciom, które w innych salach dzieci modliły się i śpiewały, a u nas nie.Widocznie oprócz mnie tam były też inne żydowskie dzieci.
Pamiętam, że gdy mama przyszła mnie odwiedzić, to dzieci mówiły: „Jaką ty masz ładną mamę.”
Pamięta pani, jak wyglądała pani mama?
Tak, mama była naprawdę bardzo ładna.
Była blondynką, brunetką? Jaki miała kolor oczu?
Była szatynką i miała jasne oczy. Dlatego łatwiej jej było funkcjonować wśród Polaków.
Do domu, w którym pracowała mama, przychodził mężczyzna, który uczył chłopców języków obcych. Z zawodu był psychologiem, ale podczas wojny dawał lekcje.Tam poznał moją mamę. Dowiedział się od niej, że po operacji i długim pobycie w szpitalu powinnam wyjechać na wieś by nabrać sił. Powiedział mamie, że mają w Falenicy domek letni (warszawskie mieszkanie spaliło się podczas kampanii wrześniowej) i zapyta żonę czy będę mogła przez jakiś czas u nich zamieszkać.
Zgodziła się, przyjechał i zabrał mnie na dwa tygodnie. Pamiętam, że przedtem byliśmy jeszcze na obiedzie u jego ojca w Warszawie i stamtąd pojechaliśmy pociągiem do Falenicy.
Czy ci państwo mieli dzieci?
Nie. To znaczy był tylko dorosły syn z pierwszego małżeństwa męża
Jak na pani przybycie zareagowała jego żona?
Była bardzo miła i serdeczna, opiekowała się mną. A ja nie byłam łatwym dzieckiem – grymasiłam: „Tego nie chcę, tamtego nie chcę”. Początkowo mówiłam do nich „ciociu i wujku”, bo tak mi polecono.
Pewnego dnia przyjechali przyjaciele mojej mamy – wujek Mundek z ciocią Lusią i kazali mi wyjść pobawić się w ogródku. Stałam pod oknem i słyszałam jak powiedzieli, że mama umarła. Moja opiekunka powiedziała: „Tymczasem dziecku nic nie powiemy. I niech tymczasem zostanie tutaj”. Miałam wtedy może trzy i pół roku i udawałam, że nic nie wiem. Ja zresztą chyba nie rozumiałam, co to znaczy „umarła”. Z biegiem czasu zaczęłam sama nazywać moich opiekunów mamusią i tatusiem. I tak zostało.
Wojna skończyła się i co było dalej?
Z opowiadań wiem, że wujek Mundek i ciocia Lusia zginęli w powstaniu warszawskim. Jego siostra, która też ukrywała się w Warszawie, skontaktowała się z moimi przybranymi rodzicami Polakami – ona wiedziała, gdzie jestem – i powiedziała, że wyjeżdżają z mężem do Stanów Zjednoczonych i chcą mnie zabrać. Moi opiekunowie nie zgodzili się. I tak zostało.
Pani polscy rodzice nie powiedzieli, że nie są pani rodzicami, prawda? Kiedy się pani o tym dowiedziała? I że pani mama była Żydówką?
Miałam 16 lat, gdy ciotki z Izraela (siostry mojej rodzonej matki) nawiązały kontakt i wtedy mama mi powiedziała.
Jak pani to odebrała – pozytywnie, negatywnie? Z ciekawością, z przerażeniem?
Obojętnie, zupełnie obojętnie. Nigdy nie czułam Żydówką. Nie wyrosłam w tej tradycji, nie miałam pojęcia. Nie miało to dla mnie znaczenia. To nie była dla mnie trauma.
I potem moje ciotki bardzo nalegały, żebym przyjechała, przynajmniej z wizytą. I pojechałam razem z mamą. Rodzice rozeszli się w 1948 roku, ale ojciec cały czas był ze mną w kontakcie. Zawsze starał się utrzymać kontakt, pisał listy. Ja przeważnie nie odpisywałam – zostałam z mamą i trzymałam jej stronę.
KIedy przyjechały panie z wizytą do Izraela?
To było w 1956 roku. Byłyśmy tutaj z wizytą przez półtora miesiąca. Ciotki bardzo nalegały żebym została. I mama im przyrzekła, że mnie tutaj przywiezie.
Na początku roku 1958 mama zachorowała bardzo ciężko na serce. I postanowiła, że dla lepiej będzie mi w Izraelu, że ciotki mi pomogą, zajmą się z mną. Ja bardzo nie chciałam – to była trauma.
Przyjechałyśmy tutaj z mamą. I okazało się, że moje ciotki wcale nie były zainteresowane, żeby mama przyjechała, one chciały tylko mnie. Więc stosunki między nami nie ulżyły się najlepiej.
Przyjeżdża pani do obcego kraju, nie zna pani języka, alfabetu – jak to było?
Było okropnie. Myślałam, że nigdy nie nauczę się pisać, bo nie umiem rysować. W Polsce zdałam tylko maturę i zaraz potem wyjechałam. Było bardzo ciężko. Żeby nas utrzymać mama, która w Polsce była psychologiem, myła garnki w stołówce…
Same musiałyście sobie radzić?
Same, tak. Najpierw wynajmowałyśmy mieszkanie pod Tel Awivwm. Potem ciotki podżyrowały nam pożyczkę na kupno mieszkania zbudowanego przez państwo dla olimhadaszim (nowych emigrantów).
Było bardzo ciężko. Marzyłam o tym, żeby wrócić do Polski, ale to wtedy nie było możliwe.
Dlatego, że pani zrobiła aliję?
Tak. To już nie była turystyka. Polska anulowała nasze obywatelstwo, dostałyśmy paszport w jedną stronę. Rok później, może trochę dłużej, mama zachorowała, dostała trombozy mózgu (zakrzepicy zatok żylnych mózgu) i była sparaliżowana przez lata.
Alija – („powrót do ojczyzny ojców”) emigracja żydowska do Palestyny, a po 1948 roku do Izraela.
Czy to Stella Zylbersztajn opiekowała wtedy pani mamą ?
Przez krótki okres, kiedy byłam w ciąży bliźniaczej i przed porodem leżałam długo w szpitalu. Wtedy mama była u Stelli.
Wspomnienie wideo Stelli Zylbersztajn można obejrzeć tu: Stella Zylbersztajn-Tzur
W końcu nauczyła się pani hebrajskiego ?
Naturalnie, przecież studiowałam w tym języku.
Studiować w obcym języku nie jest łatwo.
Było bardzo trudno. Pierwszy rok to była męczarnia. Pomogło mi bardzo to, że mama znała bardzo dobrze angielski, więc tłumaczyła mi literaturę z angielskiego na polski, a ja starałam się coś wydukać po po hebrajsku. Ale w końcu skończyłam studia. Udało się.
A mama doczekała wnuków?
Tak, tak. Doczekała.Wszystkich nawet, ale była sparaliżowana.To znaczy najpierw to była hemiplegia (porażenie połowiczne), a potem w ogóle nie mogła się ruszyć.
To fantastyczna historia – polska mama dała pani dom i życie, a potem sytuacja się odwróciła. Bo gdyby pani nie było, to mama została by zupełnie sama. A razem z panią dostała wielką wspaniałą rodzinę.
Mama, zaklimatyzowała się w Izraelu o wiele lepiej, niż ja. Cały czas tęskniłam za Polską i myślałam o tym, jak do niej wrócić.
Kiedy pierwszy raz przyjechała pani do Polski?
W 1994 roku, kiedy mama już nie żyła i dzieci były duże.
Musiała pani wystąpić o zwrot obywatelstwa?
Tak, to pamiętam. Ale to było takie raczej formalne, bo potem okazało się, że to jest takie gorsze obywatelstwo. Kiedy syn chciał studiować w Polsce okazało się, że on nie ma praw takich jak studenci polscy.
Potem, poprzez adwokata, dostałam już normalne obywatelstwo. Ale trzeba było wystąpić do do sądu.
Wiem, że pani syn ,czy może dwaj synowie, mieszkają teraz w Polsce?
Teraz są w Polsce obaj. Jeden studiował w Polsce, w Krakowie. Drugi w Izraelu, ale on pracuje w Londynie, ale ponieważ teraz pracuje z domu, (zdalnie) więc jest w Warszawie z bratem.
Czyli oni mówią po polsku?
Tak, to znaczy ten, który studiował w Polsce, mówi dobrze, ten drugi gorzej. Starsze dzieci mówią lepiej dlatego, że moja mama była w domu i rozmawiały z nią po polsku.
No to można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, że oni jednak chcą być w Polsce?
Tak, czują się tam dobrze. Poza tym tutaj też sytuacja jest skomplikowana dlatego, że mój mąż nie był Żydem.
Proszę powiedzieć gdzie państwo się poznali?
Na uniwersytecie, czyli tak klasycznie, można powiedzieć. On studiował medycynę, ja nauki społeczne.
Z tego, co wiem, to państwa rodzina jest taka multi-kulti?
Tak, tak. I wszyscy żyją w zgodzie – starszy syn ożenił się z chrześcijanką (niewierzącą), a mąż córki jest katolikiem.
To jest fantastyczny przykład, że można funkcjonować razem, bez względu na religię i pochodzenie.
Póki jest się młodym, wierzy się, że to wszystko się jakoś ułoży, prawda? Potem różnie bywa, bo podlegamy różnym wpływom. Ja nie miałam rodziny, bo z ciotkami nie bardzo wyszło, ale rodzina męża wcale nie była zadowolona. W końcu przywykli i teraz są dla mnie mili. Poza tym mąż długo chorował i jego rodzina mnie potrzebowała.
Cały czas państwo tutaj mieszkaliście?
Nie, poznaliśmy się w Jerozolimie na studiach. Potem przez pewien czas mieszkałam w Hajfie. Rozeszliśmy się na kilka lat, i potem…
I potem wróciliście do siebie.
Dziękuję, że zgodziła się pani na rozmowę i przyjęła w swoim domu otoczonym pięknym ogrodem.
Rozmawiała Anna Kołacińska-Gałązka
Akka, Izrael, wrzesień 2022 r.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl