Ludwik Bielas, urodzony w 1936 r.
Z uśmiechem i piosenką wyszedłem z getta
Filmowe wspomnienie Ludwika Bielasa jest dostępne na stronie USC Shoah Foundation, kliknij żeby zobaczyć.
JOANNA SOBOLEWSKA-PYZ: Podaj imię i nazwisko.
LUDWIK BIELAS: Ludwik Bielas
Jak brzmiało Twoje nazwisko rodowe
Bleichfeld
Czy używałeś kiedykolwiek innych nazwisk?
Owszem, używałem. Zaraz po wyjściu z getta nazywałem się przez krótki okres Kowalczyk.
I nie Ludwik?
Nie Ludwik. Właściwie to był nawet dłuższy okres.
Jak długo trwał?
Od wyjścia z getta, to było, powiedzmy, w 1943 roku, aż do wyzwolenia.
Podaj swoją datę urodzenia
Urodziłem się 16 maja 1936 roku, w Łodzi.
Ile masz teraz lat?
Teraz mam 61 lat, skończone.
Powiedz mi jakie są twoje najwcześniejsze wspomnienia?
Pamiętam oczywiście tylko urywki, obrazki. Pamiętam kilka faktów, które opowiedzieli mi rodzice, i które może mają tutaj pewne znaczenie. Taki rzut na nasze stosunki rodzinne. Jeżeli sobie życzysz mogę od nich zacząć, albo od tych, które pamiętam bezpośrednio.
Jak Ci wygodniej.
Proszę bardzo. A więc zacznę od szczegółu, kiedy miałem chyba półtora roku – mieszkaliśmy na ulicy Sienkiewicza w Łodzi i naprzeciwko była ponoć kuźnia, to słyszałem od ojca. I jako mały pędrak wdrapałem się na okno, żeby do tej kuźni, do ognia, się dostać. I może nawet by mi się to udało, ale w tym momencie wszedł mój tata, zobaczył co się dzieje. Cichusieńko, na palcach podszedł, złapał mnie za nogę i uratował mi życie.
Które to było piętro?
Nie wiem nawet, ale myślę, że nie niższe niż pierwsze, może nawet drugie.
Chciałeś jednym susem znaleźć się w kuźni?
Mogę to sobie wyobrazić – ogień zawsze mnie przyciągał – ognisko domowe, świece. To zawsze dla mnie miało pewną wagę. I do tej pory ma.
Powiedz mi co pamiętasz z najwcześniejszych lat?
Bardzo wyraźnie pamiętam mój rower, trzykołowy rower. Miałem wtedy już chyba prawie trzy lata, to było niedługo przed wojną – dostałem rower w podarunku i rodzice tak urządzili stołowy pokój, że mogłem jeździć dookoła stołu i pamiętam to bardzo wyraźnie. Jeździłem bardzo zamaszyście i bardzo dzielnie, wyraźnie to pamiętam.
Powiedziałeś o świecach, o ogniu, ognisku domowym, powiedz mi coś o Twoim domu, czy miałeś rodzeństwo, jak wyglądały stosunki między rodzicami, co pamiętasz z atmosfery i wyglądu domu.
Rozumiem, że pytasz mnie o dom przedwojenny. Szczerze mówiąc z przedwojennego domu, prócz tego, że tam był ten wspaniały rower, którym jeździłem dookoła stołu i we framudze wisiała moja huśtawka – to więcej nic nie pamiętam. To i owo mogłem później wywnioskować z fotografii, nie wiem czy jest sens o tym mówić?
Jeżeli uważasz, że tak, to bardzo proszę, powiedz.
Wiem, że z mamą chodziłem na spacery do parku Sienkiewicza w Łodzi. Mama chciała żeby jej pierwszym dzieckiem była dziewczynka, bo rodzice chcieli mieć więcej dzieci, więc czesała mnie w lok. I tak mnie trochę śmiesznie na początku ubierała, później nosiłem już krótkie spodenki. Takie austriackie spodenki z prostokątem z przodu, na szelkach. Poza tym, wiem, że latem wyjeżdżaliśmy gdzieś pod Łódź. Ale tego doprawdy nie pamiętam, tak że to są raczej wywnioskowane i opowiedziane rzeczy.
Pamiętasz wybuch wojny?
Chyba pamiętam – wydaje mi się, że byłem z mamą na ulicy, wyła syrena i pobiegliśmy szybko do domu.
Bałeś się wtedy, czy byłeś za mały chyba?
Za mały byłem, żeby jakiekolwiek wyciągać z tego wnioski.
A masz jakieś pierwsze wojenne wspomnienia?
Moje prawdziwe wspomnienia, które pamiętam z wojny dotyczą okresu getta w Warszawie. Pamiętam szereg faktów, o których mogę opowiedzieć. Przedtem zupełnie nie pamiętam, że rodzice mieli w Łodzi przykrości, że musieliśmy nosić gwiazdę. Nie jestem tego pewien, ale tak mi się wydaje, że rodziców wyrzucono w mieszkania i tata postanowił, że trzeba przenieść się do Warszawy. Wszystkich nas jakoś tam ulokował. To już był późniejszy teren getta.
Dlaczego rodzice z Łodzi przenieśli się do Warszawy? Rozmawiałeś potem z nimi o tym?
Z tatą o tym nigdy potem nie rozmawiałem. Mamę zagadnąłem i powiedziała, że tata sądził, że w Warszawie będzie łatwiej przeżyć wojnę, bo nie została przyłączona do Rzeszy.
Gdy przyjechaliście do Warszawy, to nie mieliście się gdzie podziać i musieliście pójść do getta, bo tam była rodzina?
Wiesz, że nie wiem. Rodzice nie mieli żadnej rodziny w getcie. Zamieszkaliśmy kątem u koleżanki taty, bo tata był lekarzem dentystą przed wojną, mama zresztą też, razem z nim kończyła studia w Warszawie.
Co pamiętasz z getta?
Pamiętam szereg rzeczy. Z pierwotnego okresu pamiętam, że mieszkaliśmy kątem, było bardzo ciasno i były trudne bardzo warunki higieniczne. Mieliśmy coraz mniej coraz mniej jedzenia – tata wychodząc na cały dzień – przynosił bochenek chleba albo pół.
Ludwiku, czy pamiętasz głód w sensie fizycznym czy fizjologicznym, czy może lęk przed głodem.
Powiem Ci, że szczęśliwie, może dzięki rodzicom, pozbyłem się bardzo dużej ilości lęków. Dzięki temu, że bardzo czułem się bezpieczny w naszej rodzinie i dzięki temu, przypuszczam, że jestem w takim stanie psychicznym w jakim teraz jestem. Niewiele właściwie mogę narzekać, choć są różnego rodzaju mankamenty, na pewno. Ale jeżeli idzie o głód, to pamiętam, że chleb, który tata na przynosił, był częściowo spleśniały i jedliśmy go, bo innego nie było.
Oczywiście, że pamiętam, że był głód, bo ludzie umierali – zwłoki leżały na ulicy, na takich wózkach, przykryte częściowo a czasami nie.
Miałeś wtedy pięć, sześć lat, potem nawet siedem. Wiedziałeś, że ci ludzie nie żyją?
Oczywiście, Doskonale pamiętam. To były straszne sceny. Musieliśmy się z mamą później przenosić z miejsca na miejsce i widziałem leżące na trotuarze ludzkie szkielety.
Pamiętasz ludzi u których mieszkaliście kątem, czy wiesz tylko o tym?
Nie poznałbym twarzy. Wiem, tylko że to była taty koleżanka, też lekarz dentysta. Nie wiem co to byli za ludzie i nie wiem czy przeżyli. W Warszawie mieszka kilka osób, które pamiętam z getta. Dzisiaj spotkałem się z przyjaciółką – dziewczynką, z którą w wieku czterech lat bawiłem się na placu Grzybowskim.
Czyli mieszkaliście gdzieś w okolicy?
Mieszkaliśmy bardzo blisko placu Grzybowskiego na ulicy, przez którą przechodził mur.To są obrazy, które bardzo wyraźnie pamiętam. Ceglany mur, z rozbitym szkłem na szczycie, zasieki z kolczastego drutu. Getto było strzeżone z zewnątrz przez uzbrojonych wartowników. Słyszałem później, że to byli chyba Ukraińcy czy Łotysze, którzy robili sobie zabawę ze strzelania do okien.
Kiedy było gorąco, a trzeba było otworzyć okno, to nie wolno nam było do niego podejść, tylko musieliśmy wziąć szczotkę, okno otworzyć i wypchnąć okiennice. Pamiętam nawet to, że podczas takiej operacji do naszego mieszkania wpadły trzy czy cztery pociski i wylądowały w suficie.
Powiedziałeś, że się nie bałeś, że nie pamiętasz lęku. Dzięki atmosferze w domu, czy dzięki temu że rodzice się kochali, czy że byli ludźmi łagodnymi, czy jedno i drugie?
Powiem Ci szczerze, na pewno moi rodzice musieli się bardzo kochać, mama już po śmierci ojca opowiadała mi, że byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Pamiętam dokładnie ciepło mamy, która była wesołym człowiekiem, chodziła po mieszkaniu, tym przedwojennym, i śpiewała piosenki kabaretowe Ordonki, czy innej śpiewaczki. Śpiewała o miłości, przyjaźni, o tańcach i zabawach, bardzo beztrosko. Zresztą to jej zostało szczęśliwie do bardzo późnych lat. Na sześćdziesiąte urodziny nagrałem na taśmę magnetofonową, kilka jej piosenek i posłałem jej, bo mieszkaliśmy wtedy daleko od siebie. Z tego okresu zostały mi te piosenki w pamięci.
Może to jest dobry moment, żebyśmy przedstawili teraz Twoją rodzinę. Jak się nazywała mama, co robiła i jak wyglądało jej życie. I o Twoim bracie.
Bardzo proszę. Mama pochodziła z rodziny Torończyk, to było jej panieńskie nazwisko. Urodziła się 1906 roku i miała na imię Romana. O ile wiem, została zarejestrowana po urodzeniu, jako Romea. Miała pięcioro rodzeństwa.
Była lekarzem dentystą, Jej ojciec też był dentystą, wziętym zresztą, z dużą praktyką. Mama dzięki temu mogła rozpocząć studia w Paryżu, ale z powodu śmierci dziadka musiała wrócić do Polski i skończyła studia stomatologiczne w Warszawie. Była wesołą, bardzo żywą osobą, niskiego wzrostu – później nazywano ją małą panią wielkiego domu.
Jeżeli idzie o tatę, to był człowiekiem poważnym, z ukrytym humorem – gdy opowiadał jakiś kawał, to nigdy się nie śmiał tylko patrzył wokoło, jakie odniósł wrażenie. Skończył studia razem z mamą w Warszawie. Był człowiekiem przedsiębiorczym i jak coś postanowił, to uważał, że należy to osiągnąć.
Wiem o tym, że gdy skończył studia, to teściowa chciała mu kupić praktykę w Łodzi, ale był ambitny i postanowił rozpocząć od zera. Nie łatwo było tak zaczynać, przypuszczam, że wtedy też była konkurencja. Ale rodzicom się udało – dziewięć lat po ukończeniu studiów, w chwili wybuchu wojny, już dobrze zarabiali. Przed wojną mogliśmy sobie pozwolić nawet na to, żeby wyjeżdżać na przyjemne urlopy pod Łódź, i stąd moje wspomnienia.
Zwłaszcza, że bardzo długo byłeś jedynakiem.
Wtedy byłem jedynakiem, gdy wybuchła wojna miałem trzy lata, a mój brat urodził się dopiero w 1945 roku, tuż po wyzwoleniu miasteczka, w którym się wtedy znaleźliśmy, Buska Zdroju.
Czyli rodzice przeżyli wojnę tylko z Tobą.
Rodzice właściwie przeżyli wojnę ze mną, ale byliśmy osobno. Gdy wyszedłem z getta, mogliśmy mieć ze sobą tylko dorywczy kontakt, widywaliśmy się z mamą w tylko ukradkiem.
Musisz mi to szczegółowo opowiedzieć, jak to wyglądało chronologicznie?
A czy chciałabyś, żebym Ci opowiedział o pewnych bardzo tragicznych faktach, które pamiętam z getta, nim w ogóle doszło do wyjścia? Pamiętam kilka wstrząsających faktów, o których, dziwne, nie mam problemu mówić. To były rzeczy, które wręcz mrożą krew w żyłach.
Pamiętam, że po likwidacji fragmentu getta, znaleźliśmy się w jego drugiej części.W dzień i w nocy trwały łapanki. Było ciemno, ukrywaliśmy się w takiej fałszywej fabryczce obróbki drzewa, na wypadek łapanki maszyny puszczano w ruch, żeby się wydawało, że zakład pracuje. W pewnym miejscu w murze były fałszywe drzwi prowadzące do piwnicy. Podczas łapanki weszło tam ze trzydzieści osób. To niewielkie pomieszczenie, które bardzo wyraźnie pamiętam, miało wylot na ulicę zasłonięty kratą.Tak, że słyszeliśmy szczekanie psów i widzieliśmy światła reflektorów.
Na górze puszczono maszyny w ruch a drzwi do piwnicy były trzymane na sznurze od wewnątrz. W pewnym momencie kobieta, która siedziała niedaleko mnie i mamy, doznała jakichś okropnych spazmów. I proszę sobie wyobrazić, mąż zasłonił jej ręką usta, i jak się później okazało – ona się udusiła. To mi na zawsze zostanie…
A ty to widziałeś?
Widziałem, bo siedziałem koło niej. Widziałem, gdy wychodziliśmy, że ona nie żyje. I, że zrobił to jej mąż – nie wiem czy dla siebie, czy dla innych.
Co jeszcze pamiętasz?
Domy w pewnej części getta miały połączone strychy. Zamiast podłogi były belki, może część była zburzona, wypalona, nie wiem. Przechodząc tamtędy trzeba było skakać z belki na belkę. Podczas jednej z łapanek uciekałem z mamą w taki sposób. Było ciemno, mama prowadziła mnie za rękę. Pamiętam, szczekanie psów, światło reflektorów, to było straszne.
Ale pamiętasz, że się bałeś?
Bałem się, na pewno się bałem.
Czy zdawałeś sobie sprawę, że opuszczasz getto ?
Rodzice starali się, w bardzo krótkim czasie, mnie do tego przygotować, dlatego powiedzieli mi, że mają taki zamiar. Pamiętam jak się to stało – wyszedłem z jakąś kobietą. Później mama opowiedziała mi, jak do tego doszło. Na ulicy spotkała handlarkę.
Na ulicy getta?
Tak, mama spotkała w getcie na ulicy handlarkę – Polkę – zdarzało się, że kobiety wchodziły do getta, czasem z dzieckiem, żeby coś sprzedać czy kupić. Mama powiedziała jej, że ma synka i poprosiła ją żeby następnym razem przyszła sama i wyprowadziła mnie z getta, jako swoje dziecko. W zamian obiecała jej dać złoty zegarek czy jakąś biżuterię.
Pozwól, że spytam. Czy ty jesteś obrzezany?
Jestem obrzezany, oczywiście.
A czy twoja rodzina była wierząca, dziadkowie?
Nie wiem, czy dziadkowie byli wierzący, wierzący w sensie jakiejś siły wyższej, ale tradycji dotrzymywali. Na przykład u mojej babci w piątki palono świecę, chociaż to mógł być taki obrzęd rodzinny.
Pamiętasz to?
Nie, nie pamiętam.
Czyli u ciebie w domu…
U mnie w domu też nie pamiętam, ale wiem, że tego nie było.
A u dziadków?
Słyszałem, że było.
Ale wizyt u dziadków nie pamiętasz?
Wizyt u dziadków nie pamiętam. Wiem od mamy, że przed wyjazdem do Warszawy, byliśmy u babci z wizytą, żeby się pożegnać (dziadek zmarł wiele lat wcześniej). Babcia chorowała i wkrótce zmarła w getcie naturalną śmiercią.
Jesteś obrzezany, masz wyjść z handlarką jako jej dziecko…
Mama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje i jakie to pociąga za sobą ryzyko. Potrafiła jednak tchnąć we mnie dużo pewności siebie i radości życia. Nauczyła mnie wesołej piosenki, którą miałem śpiewać gdy będę wychodzić z getta. Z tą piosenką, uśmiechając się miałem wyjść z getta i wyszedłem, bo to był jedyny sposób żeby przeżyć.
Przedtem mama z tobą rozmawiała?
Oczywiście, że rozmawiała.
Pamiętasz te rozmowy?
Tego nie mogę z całą pewnością powiedzieć.
Pamiętasz tylko śpiewanie?
Tylko to śpiewanie.
Mama powiedziała, że się spotkacie?
Nie, tego nie mogła powiedzieć. Powiedziała, że ta pani mnie do kogoś zaprowadzi. Miał to być mój wujek, który się ukrywał jako Aryjczyk. Miał żonę Aryjkę i od samego początku wojny, pod jej nazwiskiem Kowalczyk, mieszkali na wsi, czy w jakimś małym miasteczku. Gdy do nich trafiłem, to mieszkali na wsi.
Jak się nazywali?
On nazywał się wtedy Jerzy Kowalczyk a ona – Helena Kowalczyk.
A jak wujek naprawdę jak się nazywał?
Nazywał się tak, jak moja mama z domu, czyli Torończyk.
Chciałbym się jeszcze cofnąć w czasie – pamiętam jeden szczegół z wyjścia z getta. Wyszliśmy w tą panią przez bramę i ona coś komuś dała, pewnie łapówkę. Pamiętam, że żeby było bezpieczniej wskoczyliśmy do tramwaju, a za nami na stopień wskoczył polski policjant i do niej się przyczepił. I ona go wykopała z tego tramwaju. To doskonale pamiętam.
Dosłownie?
Dosłownie – fizycznie go wykopała i dzięki temu nas uratowała.
Miałeś jasne włosy?
Kolor moich włosów zmieniał się z porą roku. W każdym razie nie miałem ciemnych włosów. Miałem niebieskie oczy i nie miałem chyba typowo żydowskiego wyglądu. Pamiętam, że przespałem noc na stole, chyba to było w Warszawie, u tej pani, która mnie wyprowadziła. Później jechałem z kimś pociągiem – nie wiem, czy z jej synem czy z nią. Zawieźli mnie na wieś, gdzie mieszkał mój wujek, z ciocią.
Ożenił się z wiejską kobieą?
Chyba tak, dokładnie nie wiem gdzie ciocia Hela się urodziła.
To to nie była jej ojcowizna?
Myślę, że nie, ona po prostu znała tę wieś i tam czuła się bezpieczna. Ukrywała się przecież tam z mężem, który też był obrzezany.
W wywiadzie wstępnym powiedziałeś, że ojciec najpierw nazywał się Bleichfeld a później Bielas.
Nazwisko Bielas rodzice przyjęli wychodząc z getta i dostali na nie z podziemia fałszywe dokumenty
A Ty miałeś jakieś dokumenty, metrykę?
Nie wiem czy miałem. Pamiętam tylko, że, nagle musiałem się nazywać Ludwik Kowalczyk i nie pamiętać, że kiedykolwiek nazywałem się inaczej, bo to groziło śmiercią. Jeśli chodzi o datę urodzenia, to nie wiem czy musiałem zmienić, chyba nie.
Czyli musiałeś zmienić nazwisko Bleichfeld na Kowalczyk,
Tak, wtedy jeszcze nazwisko Bielas nie istniało.
A rodzice?
Później się okazało, że tata wymyślił nazwisko Bielas. Nie bardzo popularne, ale typowo polskie. Zaczynało na „B”, żeby jakiś monogram, który mógł przetrwać, był też na tę literę.
Ty nazywałeś się Kowalczyk jak twój wujek.
Pamiętam, że chodziłem na nauki religii do kościoła jako Kowalczyk.
Gdzie to było?
To już chyba było w Busku. Mieszkaliśmy w różnych wsiach i miejscowościach – mogę Ci powiedzieć dlaczego musieliśmy zmieniać miejsce zamieszkania. Też muszę tutaj cofnąć się w czasie. Ktoś zaczął podejrzewać, że u Kowalczyków jest żydowskie dziecko. Któregoś dnia zjawili się jacyś osobnicy, nie wiem czy to byli Niemcy. Ciotka słysząc, że ktoś wypytuje się o żydowskie dziecko wyprowadziła mnie tylnym wyjściem i to był początek ucieczki. Uciekliśmy jak staliśmy.
A wujek?
Nie wiem, tego nie pamiętam, wiem, że z ciocią uciekliśmy.
Później spędziliśmy noc w jakimś klasztorze u sióstr. Potem mieszkaliśmy w różnych miejscowościach województwa kieleckiego I wróciliśmy do Buska Zdroju, do wujka. Pamiętam, że mieliśmy jakieś mieszkanie. Zapamiętałem jak wujek kleił kartki na chleb, czy na coś. To bardzo było śmieszne i bardzo ciekawe. Robiliśmy klej z mąki i pomagałem mu kleić. I ciocia też tam była.
Czy tęskniłeś za rodzicami, myślałeś co się z nimi dzieje, czy bałeś się o nich?
Wiesz, wyjście z getta to był dla mnie szok. Miałem sześć lat i musiałem zapomnieć kim byłem i przyjąć nową tożsamość. To mnie kosztował czasowe, całkowite zapomnienie o rodzicach. Tak myślę. Wiedziałem, że jak zdejmę spodnie czy będę musiał się załatwić, to jest dla mnie koniec. Doskonale o tym wiedziałem.
Zdawałeś sobie sprawę?
A jak myślisz? Przecież to był pierwszy warunek. Nie wolno mi było załatwiać się gdy ktoś mnie mógł zobaczyć.
A kto Ci to powiedział?
Na pewno mama, nie pamiętam, ale na pewno ona.
Wiesz, że to miałeś w głowie?
Tak. Poza tym zmiana nazwiska. Pamiętam, że to był dla mnie też duży szok.
Chodzi dziecko po lesie i widzi nieboszczyków. Powiedz mi, czy dziecko może myśleć, że to jest normalne. Czy dziecko wie, że to jest nienormalne, czy myśli, że to tak ma być, czy w ogóle nic nie myśli?
Wiesz, dziecko chyba wie to, co słyszy od rodziców. Mnie mówiono zawsze, że będzie lepiej. Żeby nie robić z niczego tragedii. Że na pewno przeżyjemy. To była jakaś taka wiara. Stąd pochodzi może to, co mi pomogło wszystko znieść i normalnie, prawie normalnie, z tego wyjść.
Ale wiedziałeś, że to są warunki nienormalne. Tak ludzie nie żyją normalnie.
Oczywiście. Jak wyszedłem z getta, zobaczyłem wieś, która też była przecież pod okupacją. Tam było groźnie, bo zjawili się ludzie przed którymi musiałem uciekać. Ale pamiętam też momenty beztroskie, gdy jakiś pastuch wziął mnie ze sobą. Pasłem z nim barany, nawet dał mi bat do ręki.
Pamiętam, słońce, drzewa, rzeczkę, trochę piasku i trochę normalnej ziemi. Na pewno zdawałem sobie sprawę, że istnieje straszny świat, ten który zostawiłem za sobą.
Ciotka się Tobą opiekowała jak własnym dzieckiem?
Myślę, że tak.To była dość ciepła rodzina, trzymająca się blisko siebie, jak zresztą później mogłem zauważyć. Ja pamiętam, że na ile było można, to mieliśmy bardzo smaczne jedzenie, pamiętam, że ciocia mleko na oknie stawiała, żeby się zsiadło, ser robiła, pamiętam, że jedliśmy kurczaka.
Dzisiaj wiemy, że ciotka bardzo się narażała.
Dajcie spokój – zabrać dziecko, uciec przed Niemcami, nie wiadomo dokąd uciekać, przecież to było narażenie życia, na pewno.
Dla nich byłeś obcym chłopcem.
Na pewno tak było.
Co było dalej?
Chodzi ci o ostatnie lata wojny, prawda? Pamiętam, że chodziłem po Busku i widziałem autobus do Stopnicy, ludzie wsiadali w wielkim tłumie, starali się wepchnąć z koszami kur i wielkimi tobołami. Przy autobusie stał volksdeutsch, przeklinał pół po polsku, pół po nieniecku i wyciągał ludzi, którzy mu się nie podobali. Pamiętam też jak partyzanci na motocyklu wjechali na rynek i zastrzelili, w biały dzień, wysoko postawionego niemieckiego oficera. Za karę Niemcy wzięli zakładników, którzy zostali rozstrzelani pod Buskiem.
To już był koniec wojny?
Tak, ostatni rok.
To byłeś już dużym chłopcem, miałeś około siedmiu lat.
No tak, urodziłem się w 1937 roku, a to było rok, powiedzmy 1944, więc miałem prawie siedem lat. Co jeszcze pamiętam? Wyzwolenie pamiętam bardzo wyraźnie, walkę powietrzną dwóch samolotów niemieckiego i rosyjskiego.Pamiętam ciężkie życie – beczkę ze śledziami, w której zostały w końcu same łebki.
Bywałeś wtedy głodny?
Chyba nie. Jakieś kartki może były, ktoś jeździł na wieś. Nie, nie byłem głodny, bo nawet niezdrowo zacząłem tyć, nie wiem, czy to były jakieś nerwowe historie, czy …
Brak ruchu?
Bardzo możliwe
Chyba Cię nie wypuszczali za bardzo na dwór?
Nie za wiele. Pamiętam jeszcze jedną rzecz w getcie. Bardzo ciężko zachorowałem na dur brzuszny i zapalenie płuc. Nie było żadnych lekarstwa i miałem wysoką gorączkę, ponad 40 stopni. Znalazł się jakiś lekarz, który poradził mamie, żeby dokonać transfuzji krwi, od niej do mnie i ponoć to uratowało mi życie.
Tak, że jak wychodziłem z getta, to byłem schorowany, wątły i osłabiony. Byłem w takim stanie, że mama mogła opasać mnie ciepłą bielizną, która mi miała starczyć na później. Musiałem być na tyle szczupły, że tego nikt nie zauważył.
A powiedz mi – miałeś jakąś metrykę, byłeś kiedykolwiek chrzczony ?
Nie byłem chrzczony, o metryce nic nie wiem. Mam tylko świadectwo szkolne. Po wyzwoleniu poszedłem do szkoły jako Kowalczyk i mam świadectwo szkolne na nazwisko Ludwik Kowalczyk. Bo ja po wyzwoleniu zostałem jeszcze jakiś czas u wujków.
Powiedz mi, jak się spotkałeś z rodzicami. Co myślałeś, czy się niepokoiłeś i czy wiedziałeś, co się z nimi dzieje?
Chyba nie wiedziałem co dzieje się z rodzicami, bo wujkowie nie rozmawiali ze mną o tym. Bali się, że gdyby ktoś mnie przyparł do muru i groził to mogę się wygadać. Nie pamiętam czy rodzice przyszli do nas, czy któreś z nich, czy ja poszedłem do nich. Chyba to ja poszedłem do nich, byli już wtedy razem, w Busku Zdroju. To musiało być dużo później, bo rodzice wyszli później z getta, oddzielnie zresztą.
Każde osobno.
Tak, każde osobno. Trochę tułali się zanim trafili do Buska, gdzie byli moi wujkowie.To była najbardziej katolicka część rodziny, bo był jeszcze drugi wujek, który się też ukrywał. To był brat mojej mamy, i on im pomógł wyjść z getta.
Jak się nazywał?
Bolesław Torończyk. O ile mi wiadomo, w czasie wojny też nazywał się Torończyk. To nazwisko było do przyjęcia, nie kojarzyło się z Żydami. Umówił się z rodzicami, że gdy będzie ciemno odłączą się od grupy, która wychodziła do pracy na aryjską stronę.
I każde z nich osobno wyszło.
Tak. Widocznie mama była motorem tego wszystkiego, bo wiem, że namówiła tatę, żeby wyszedł przed nią a sama wyszła później.
Powiedz mi, czy mówiłeś „mamo” i „tato” do wujostwa? Bo przecież nosiłeś ich nazwisko
Mówiłem „mamusiu’ i „tatusiu”, to pamiętam.
Wiedziałeś, że tak musisz mówić?
Oczywiście, bo inaczej nie miałem szansy przeżyć wojny. Musiałem być częścią czegoś, co nie było żydowskie.
Wspomniałeś, że chciałeś jeszcze wrócić do czasów getta.
Tak, chciałem przytoczyć pewien fakt, który może mieć związek z atmosferą, z podejściem do życia moich rodziców, coś co mi pomogło potem twardo trzymać się tak drastycznych zmian. Widocznie rodzice w jakiś sposób umieli mnie tego nauczyć. Pewnego razu, z jakiegoś powodu nie chciałem zrobić tego, co mama ode mnie chciała, czego wręcz ode mnie żądała. I powiedziałem, że ja tego nie będę robił, że się z tym nie zgadzam i w związku z tym nie będę jadł. Proszę sobie wyobrazić, w getcie, gdzie nie było jedzenia. Przez cały dzień nic nie jadłem, ani spleśniałego chleba, ani nic innego.
Wyszliśmy z domu, było lato, gorąco i zemdlałem na ulicy. Takich twardych rzeczy małe dziecko musiało się nauczyć i widocznie takie doświadczenia pomogły później w przeżyciu.
Znaczy, byłeś twardy
Widocznie musiałem być twardy i chyba tej rodzinnej miękkości i bardzo twardego podejścia do postanowień rodzice mnie nauczyli, bo mam to w sobie.
Czy pamiętasz spotkanie z rodzicami po wojnie.
Po raz pierwszy spotkałem się z rodzicami jeszcze podczas wojny, w Busku. Rodzice, każde osobno, dotarli do Buska i gdzieś zamieszkali. Dostali fałszywe dokumenty na nazwisko Bielas, metryki urodzenia, wyciągi z ksiąg parafialnych. Na tej podstawie uchodzili za Aryjczyków do tego stopnie, że mama pracowała nawet u Niemców.Tylko swoje ciemne włosy farbowała włosy na blond.
Tata miał dość aryjski wygląd, zapuścił sobie „hitlerowski” wąsik i ponieważ był lekarzem w pracował jako inspektor sanitarny. Chodził po mieszkaniach patrząc, czy nie ma wszy, i uczył ludzi higieny. Mama pracowała w jakimś małym zakładzie Niemców i reperowała na maszynie kalesony żołnierzy, które później były odsyłane na front.
W samej paszczy lwa.
Musiała, bo w ten sposób było bezpieczniej.
I to działo się w Busku
W Busku Zdroju. Raz mama dała mi tabliczkę czekolady, którą została w pracy od jakiegoś Niemca.
Czyli rodzice mieszkali razem, Ty u wujostwa i od czasu do czasu odwiedzaliście się.
Od czasu do czasu z ciocią lub wujkiem, albo obojgiem, odwiedzałem ludzi, których wtedy nie nazywałem rodzicami. To pamiętam. Bo to było bardzo niebezpieczne. Musiałem mieć wtedy mieszane uczucia. To musiało być bolesne.
I dziwne.
I dziwne. Nie wiem doprawdy jak się do rodziców zwracałem, nie pamiętam.
W którym roku zmarli rodzice?
Tata zmarł w Łodzi w roku 1968, to znaczy dość młodo, miał wszystkiego 63 lata. Właściwie nie w Łodzi, tylko na urlopie p, w Kolumnie. To był trzeci zawał serca.
A mama?
Mama po kilku latach, na początku lat 70. wyemigrowała do Danii. Miała tam kilku znajomych i będąc człowiekiem bardzo niezależnym, pracującym zawodowo, nie chciała być zależna ani ode mnie, ani od brata, który już wtedy był w Izraelu. Nie chciała mieszkać z żadnym z nas.
Mieszkała w Danii, dostała tam znośne warunki, niewielką rentę i urządziła się w wynajętym mieszkaniu. Stamtąd mogła swobodnie, oszczędzając, jeździć zarówno do brata jak i do mnie i cieszyć naszymi młodymi rodzinami.
Dlatego pewnie była w tej Danii, żeby móc wyjeżdżać.
Na początku mówiłaś, żebym coś o moim bracie powiedział, a niewiele powiedziałem, chyba nic. On urodził się tuż po wyzwoleniu. Pamiętam dokładnie, bo byliśmy z wujostwem u nich w odwiedziny. W mieszkaniu rodziców nie było ani jednej szyby, okna były czymś pozatykane. Mama podarła resztę prześcieradeł na pieluszki, zamiast łóżka – były dwa związane wiklinowe fotele.
W wieku kilku miesięcy mój brat ciężko zachorował, wyglądało, że to już będzie koniec. Musiał dostawać tarte jabłka. Pamiętam, że dostawałem tylko skórki.
Chciałam Cię jeszcze spytać jak po wojnie zostałeś z wujkiem i ciocią, i gdzie wtedy byli twoi rodzice?
Wujek i ciocia oraz moi rodzice przez jakiś czas mieszkali w Busku. Musieli się zorientować robić dalej. Z drugiej strony moi wujkowie mieli poważne problemy z tym, żeby mnie oddać rodzicom.
Emocjonalne?
Absolutnie tak, wiem o tym.
Utrzymywałeś z nimi kontakt po wojnie?
Tak, później tak. Oni też przenieśli się do Łodzi i bywaliśmy u siebie. Pamiętam wujka, któremu wrócił przedwojenny humor, był dość wesołym człowiekiem.
Ale czy miałeś z nimi poczucie bliskości?
Zrozumiałem co się stało i to zawsze już byli dla mnie wujkowie.
Kończysz szkołę w Łodzi i co się dzieje dalej.
Jeszcze może powiem o szkole, bo pamiętam, że w ostatnim roku przed wyzwoleniem uczyłem się na kompletach, bo szkoły były zamknięte. W grupie, pięciu, sześciu, siedmiu osób, nie było żadnej możliwości doboru wiekowego, a ponieważ już umiałem czytać i pisać litery, to dołączono mnie do kompletu i w rezultacie byłem wcześniakiem w szkole. Skończyłem średnią szkołę i dostałem maturę w wieku 16 lat.
Czy jak poszedłeś do szkoły, to myślałeś, że trzeba będzie coś z tym żydostwem zrobić, ukrywać albo nie? Czy to w ogóle był problem?
Ukrywać, absolutnie. Nie wiedziałem dlaczego, bo było przecież wyzwolenie i wszystko miało być w porządku, ale przez długi czas bałem się pokazać, co mam w spodniach.
I zresztą nie bez powodu, bo miałem pod tym względem szokujące przeżycia.
To było po powrocie do Łodzi. Byłem już wtedy z rodzicami, najpierw mieszkaliśmy kątem u mojego drugiego wujka. Później rodzice znaleźli jakoś mieszkanie i chodziłem do szkoły. Poszedłem do piątej albo szóstej klasy, bo dwie przeskoczyłem. Szkoła nasza była bezwyznaniowa, chodziły do niej dzieci członków partii, ówczesnych komunistów, trochę Żydów…
To była szkoła TPD-owska?
Ona się wtedy nazywała Pierwsza RTPD – Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, potem zamieniona na TPD. W szóstej klasie, jakieś dwa- trzy lata po wojnie, byłem na koloniach letnich. Ktoś dowiedział się, że jestem Żydem i któregoś dnia koledzy złapali mnie, rozciągnęli na stole w jadali i zdjęli mi spodnie.Chcieli pokazać całemu światu, że jestem Żydem. Towarzyszyły temu śmiechy i krzyki. To było dla mnie straszne przeżycie.
Myślę, że potworne. A potem miało to dla Ciebie jakieś konsekwencje?
Na pewno, bo ja się później dziwnie czułem w szkole – za własnym ramieniem się chowałem.
Czy próbowałeś kolegować się z chłopcami, dziewczętami, o których wiedziałeś, że są żydowskiego pochodzenia?
Tak się jakoś składało, że ciągnęliśmy do siebie. Nie zdawaliśmy sobie chyba sprawy dlaczego. Myślę, że kierował nami lęk. Teraz widzę, że większość osób, z którymi się kolegowałem to byli Żydzi albo Żydówki. Poznawaliśmy się chyba przez rodziców rodziców, czy może jakoś…
Nie było więcej antysemickich sytuacji?
Mamie kiedyś w kolejce nakrzyczeli: „Ty parszywa Żydówo. Co tutaj stoisz, po co właściwie?” Zdarzały się różne rzeczy, o których człowiek słyszał, ale nie takich drastycznych jak ja przeżyłem. Dla 11-letniego dziecka to był straszny szok.
Mówiłeś, że studiowałeś poza Polską. Byłeś w Związku Radzieckim?
Byłem dobrym uczniem, dostałem dyplom przodownika nauki i pracy społecznej, dzięki temu dyplomowi mogłem sobie wybrać kierunek i miejsce studiów bez egzaminów. Trzej najlepsi uczniowie w klasie mogli wyjechać zagranicę w obrębie bloku państw socjalistycznych. Do wyboru był Związek Radziecki, Czechosłowacja i Wschodnie Niemcy (NRD).
I gdzie się znalazłeś?
Ponieważ wybrałem sobie kierunek mechaniczny związany z przemysłem chemicznym wydawało mi się, że Związek Radziecki jest najlepszym wyborem. Później okazało, że był to czas bardzo ciekawy z różnych względów, bo wkrótce potem umarł Stalin. Tak, że pięć lat, z wyjątkiem wakacji letnich i zimowych, spędziłem poza Polską.
Dobrze Ci tam było?
Czy mi było dobrze? Wiesz, studenci niczym nie przejmują, ze wszystkiego robią zabawę.
Antysemityzmu tam nie doznałeś żadnego?
Przecież ja tam byłem jako czysty Polak. Dopiero teraz się dowiedziałem od mojej bardzo bliskiej przyjaciółki Rosjanki, że ktoś jej powiedział, że jestem Żydem i zapytał czy nadal chce się ze mną przyjaźnić. I to powiedział ktoś z moich kolegów czy koleżanek Polaków.
Nic złego mnie nie tam nie spotkało, ale bałem się na pewno przez cały czas i to bardzo.
W średniej szkole w Polsce spotkały Cię jakieś antysemickie wybryki?
Nie wiem czy to były czysto antysemickie wypadki. Spotkały mnie różne nieprzyjemności. Tata prowadził klinikę stomatologiczną w Łodzi, na Nowotki i wykładał tam, miał też praktykę prywatną, Był więc więc prywatną inicjatywą, przeklętą wtedy i niedopuszczaną. Po koniec szkoły byłem skarbnikiem w klasie, była jakaś wymiana pieniędzy, może jakaś inna historia. Byłem chory i nie mogłem na odpowiednią godzinę dostarczyć gdzieś pieniędzy.Przyciśnięto mnie, bo przecież byłem synem lekarza i pewnie udawałem chorobę. To było bardzo przykre. Atmosfera w klasie była średnia.
Byłem bardzo dobrym uczniem i to mnie ratowało, bo pomagałem wielu kolegom w nauce chemii i matematyki.
A kiedy podjąłeś decyzję, że nie chcesz mieszkać Polsce ani w ZSRR?
To musiało jakoś narastać. Studiowałem Kazaniu, później w Moskwie Oprócz tego, że miałem tam kontakty zarówno z Polakami, jak i z Rosjanami i z Rosjankam, miałem również kontakt z polskimi studentami, którzy okazali się Żydami. Mówili, że po skończeniu studiów nie chcą wracać do Polski, tylko chcą wyjechać do Izraela, Ameryki czy Australii.
Podczas wakacji rozmawiałem o tym z rodzicami i ojciec zaczął przygotowywać całą rodzinę do emigracji do Izraela. Gdy wróciłem po ostatnim roku studiów do Łodzi to już wszyscy byliśmy zdecydowani wyjechać. Nie podjąłem żadnej pracy, bo myślałem, że jak zacznę pracować, to będzie potem kłopot ze zwolnieniem,.
Który to był rok?
To był rok 1957. Po powrocie z Moskwy udzielałem korepetycji uczniom i studentom i zajmowałem się różnego rodzaju pracami, nawet fizycznymi. Pamiętam, że malowałem mieszkanie rodziców, co nie było łatwą sprawą, bo to były bardzo wysokie pokoje, ze sztukaterią na suficie.
Mieliście przecież wyjechać wszyscy ?
Tata zmienił zdanie – był lekko upośledzony fizycznie, bo w dzieciństwie przeszedł Polio. I nagle oświadczył, że on nie ma ochoty z Polski emigrować. W związku z tym zacząłem bardzo aktywnie myśleć o emigracji do Australii. I podjąłem decyzję, że wyjeżdżam w ogóle.
Poszedłem zarejestrować się do służby wojskowej, byłem wtedy w wieku poborowym i bardzo się tego bałem. Obawiałem się, że to może mi uniemożliwić wyjazd z Polski, który był już postanowiony. Gdy na komisji powiedziałem, że złożyłem podanie o dokumentów na wyjazd, okazało się, że wojsko nie jest mną zainteresowane. Powiedzieli, że w Polsce i tak jest nadprodukcja inteligencji.
Powiedz mi, dlaczego chciałeś wyjechać? Czy to miało związek z żydostwem, nie musiało przecież.
To miało bardzo wyraźny związek z żydostwem. Czułem się związany z Polską dlatego, że tu kończyłem szkołę i cała moja młodość w Polsce przebiegała. Mimo nielicznych, ale bolesnych antysemickich doświadczeń, wszystko mnie wiązało z Polską.
Tym niemniej doszedłem do wniosku, że nie wiadomo co się jeszcze w Polsce może wydarzyć. Przed wojną było bardzo wiele antysemickich zajść, po wojnie także, więc gdzieś głęboko we mnie żyła obawa.
Powiedz mi, czy wspomnienia czy z getta Cię jakoś dotykały, czy ci się śniły? Czy było coś takiego…
Nie pamiętam, żebym nie mógł spać przez getto, nie pamiętam ażebym wpadał w jakieś stany nerwicowe, ale to musiało we mnie tkwić.
W getcie byłeś około dwóch lat?
Dłużej, listopada od 1940 roku, do stycznia 1943.
Wracamy do czasów powojennych, do czasów Twojej emigracji. Wyjeżdżasz do Australii. A brat, zostaje w Polsce?
Brat mój został w Polsce. Urodził tuż po wojnie, jest o dziewięć lat młodszy ode mnie.
A kiedy wyemigrował?
Brat wyemigrował w 1968 roku. Nie tylko dlatego, że był Żydem, na co nie zwracał wtedy, o ile mi wiadomo, żadnej uwagi. Nie przeżył ani getta, ani wojny. Wtedy były jakieś zajścia studenckie w Łodzi. Brat opowiadał, że na ulicy milicjanci pobili go gumowymi pałami chociaż nie brał udziału w żadnej demonstracji. Przyszedł pobity do domu i pomyślał, że nie ma w Polsce czego szukać.
A Ty jak długo byłeś w Australii?
W Australii byłem pięć lat. Pojechałem tam już z kwalifikacjami i polskim przemianowaniem mojego rosyjskiego dyplomu.
Który to był rok?
Przyjechałem tam w roku 1959, kiedy mój brat jeszcze był w szkole, a wróciłem do Europy w roku 1964. To była właściwie wycieczka, na którą oszczędzałem w Australii pieniądze. Ożeniłem się po kilku latach z Żydówką z Polski, która też chodziła do mojej szkoły w Łodzi. Była o rok, dwa niżej i nie zwracałem na nią wtedy uwagi. Składaliśmy pieniądze, żeby pojechać na kilka miesięcy do Europy, odwiedzić moich rodziców, pojechać do Anglii, może gdzieś dalej. Chcieliśmy popracować trochę w Ameryce i wrócić do Australii. Takie mieliśmy plany.
I czym się to skończyło?
Skończyło się tym, że po długiej, objazdowej wycieczce dostałem dobrą pracę w Londynie. Rozstałem się też wtedy z żoną i chciałem oderwać się od Australii. Znowu byłem sam i chciałem się gdzieś zadomowić. Zmieniłem obywatelstwo australijskie na brytyjskie i mieszkałem tam 11 lat. W 1975 roku pojechałem do Holandii.
Dlaczego do Holandii?
Po pierwsze dlatego, że miałem wtedy problemy z pracą i zacząłem się rozglądać za zmianą. Amerykańska firma, która chciała mnie zaangażować.miała w Holandii duże europejskie biuro i i tam zaproponowano mi pracę. Poza tym miałem tam przyjaciela, który ze mną studiował w Moskwie chemię i pracował w Holandii w tej właśnie firmie.
Czy masz dzieci?
Mam dwóch synów – starszy niedługo skończy 23 lat i studiuje ekonomię w Amsterdamie, młodszy wkrótce będzie miał 18 lat i jest w szkole średniej.
Czy oni wiedzą, że są Żydami, czy mają do tego jakiś stosunek?
Wiedzą. Ich matka, moja druga żona, z którą nota bene pięć lat temu się rozwiodłem, była pół-Żydówką z ojca i pół-katoliczką z matki, no więc oni są trzy czwarte Żydam. Zupełnie nie robią z tego problemu, w Holandii to nie jest istotne
Skąd się tego dowiedzieli. Posadziłeś ich przed sobą i powiedziałeś, czy to z życia wyszło, osmotycznie?
Moja żona, po przeżyciu wojny, miała znacznie większe problemy z połową żydostwa, niż ja z całym. To było dla niej bardzo bolesne i bardzo głęboko ukryte, ona sobie zupełnie nie życzyła, żeby ktokolwiek w Holandii na ten temat pisnął słowo, bo opuściła Polskę znacznie później niż ja, była bardzo wystraszona i pochodzenie stanowiło dla nie niej tabu. Długi czas nie pozwalała mi powiedzieć o tym chłopcom.
W końcu doszedłem do wniosku, że nie mogę dłużej tego tolerować, i kiedyś pod przymusem ona się zgodziła, czy też nawet się nie zgodziła, a ja po prostu im powiedziałem. Przyjęli to bardzo spokojnie i zaczęli interesować się tematem.
A myślisz, że się domyślali?
Myślę, że nie. Ze względu nas moją pracę byliśmy w mieszanym środowisku – holenderskim, polskim, angielskim, amerykańskim. Poznali ludzi mówiących w różnych językach. W domu był język polski, wokół był angielski, na ulicy, oczywiście, holenderski.
Opowiedziałeś im im coś o Holocauście?
Podawałem im ogólne informacje. Ale o moich przeżyciach opowiedziałem im wtedy, kiedy zaczęli mnie o to pytać. Starszy syn zaczął się tym wcześniej interesować, niż młodszy. I zacząłem odpowiadać na jego pytania. Moja mama, a ich babcia, mieszkała w Dani – jeździliśmy do niej a ona przyjeżdżała do nas i rozmawialiśmy o wojnie.
Czy kiedykolwiek brałeś ślub wyznaniowy czy tylko cywilne?
Mój pierwszy ślub w Australii był jak najbardziej żydowski. Rodzice mojej pierwszej żony, mimo, iż na codzień nie byli religijni, tego sobie życzyli. Mnie to było zupełnie niepotrzebne, a nawet było mi obce.
Czy musiałeś się potem rozwodzić u rabina?
Nie, nie zgodziłem, żeby dokument ślubu był wydany przez rabina i świadectwo ślubu wydał nam cywilny urzędnika w Melbourne. Dzięki temu mogłem potem w Londynie się cywilnie rozejść. Rabin bardzo niechętnie się na to zgodził, poza tym miałem problem, bo nie mogłem udowodnić, że jestem Żydem. No oczywiście miałem dowód w spodniach, ale rabina to nie satysfakcjonowało.
Czy twoi chłopcy są katolikami?
Nie, chłopcy są właściwie bezwyznaniowi
A Ty?
Ja chyba też, choć ostatnio mi jakieś dziwne myśli chodzą po głowie. Wydaje mi się, że chyba nad nami jest jakaś siła wyższa. Ale religii żadnej nie wyznaję.
Powiedz mi, gdyby ten wywiad oglądali młodzi ludzie, co miałbyś im do przekazania?
Życzyłbym im, żeby nie mieli takiego dzieciństwa jakie ja miałem. Moim zdaniem, to jest czysty przypadek, że ja jestem takim człowiekiem jak jestem. I zawdzięcza to jedynie moim rodzicom. Oparcie, które od nich dostałem nie było też prowadzeniem za rękę, tylko uczeniem siły samostanowienia. Druga rzecz, to życzę im, żeby nie musieli przeżywać takich tragedii ze względu na różnice rasowe, religijne, czy jakiekolwiek inne. Wiem, że to jest możliwe – w Holandii jest coraz więcej młodych ludzi, którzy nie robią problemów z tych spraw. Życzę im, żeby nie było więcej wojen. Tego im bardzo życzę.
Dziękuję.
Warszawa 17 września 1997 roku.
Opracowanie redakcyjne: Anna Kołacińska-Gałązka
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl