Maria Orwid (Pfeffer), urodzona w 19.. r.
Ojciec
Kiedy czasami koledzy psychiatrzy, szczególnie niemieccy, pytają mnie, w jakim zakresie i obszarze moje traumatyczne dzieciństwo miało wpływ na moją postawę jako psychiatry, odpowiadam banalnie, że godność człowieka, godność pacjenta jest w moim działaniu zawodowym wartością naczelną.
Zastanawiałam się wielokrotnie, dlaczego właśnie godność jest tak ważna. Pewnie wynika to z bardzo wielu przyczyn – głównie z przekazów ojca w dzieciństwie. Szczególnie jedna sytuacja bardzo mocno utkwiła mi w pa mięci. Będzie to króciutka opowieść o moim tatusiu, już z okresu okupacji hitlerowskiej.
Mój tatuś nazywał się dr Adolf Pfeffer, był adwokatem w Przemyślu, studiował w Krakowie i w Wiedniu, urodził się 31 stycznia 1894 roku w Przemyślu, zmarł z powodu gruźlicy płuc 17 maja 1943 roku (na aryjskich papierach) we Lwowie. Byłam przy tym.
Odkąd pamiętam, mieliśmy taki zwyczaj w Przemyślu, że codziennie, wieczorami spotykaliśmy się wszyscy u babci i dziadka Weinstocków. Pod koniec czerwca 1941 roku, zaraz po napaści niemieckiej na Przemyśl, szłam jak zwykle wieczorem do babci, tym razem przez plac Kolejowy.
Zauważyłam na tym placu jakieś zbiegowisko. Podeszłam bliżej. Zobaczyłam, że jakiś człowiek leży na ziemi, a niemieccy żołnierze kopią go butami i coś wrzeszczą. Tłumek patrzył. Podeszłam jeszcze bliżej. Ten człowiek na ziemi – to był mój tatuś.
Ze zgrozy i przerażenia znieruchomiałam. Po chwili żołnierze przestali i poszli w kierunku dworca – jechali na front wschodni. Byli pełni furii. Tatuś wstał z trudem. Otrząsnął się, otarł ręce o ubranie. Był bardzo blady. Nic nie mówił. Nagle zobaczył mnie. Natychmiast położył palec na ustach, co oznaczało „bądź cicho”. Poszedł w kierunku bramy domu babci, ja tuż za nim, w całkowitym milczeniu.
Gdy znaleźliśmy się pod drzwiami powiedział: „Kociku” – zwykle mnie tak nazywał – „o tym ani słowa”. Kiwnęłam głową. Gdy weszliśmy do babci, poszedł do łazienki i bardzo długo mył ręce. Nadal był bardzo blady.
U babci tego wieczoru była pewna znajoma mecenasowa, bardzo piękna, wytworna pani. Gdy tatuś pojawił się z łazienki, mówiła właśnie: „Ach, jakie to szczęście, że te prymitywy (Sowieci) już poszli, teraz przyszli kulturtregerzy, nie mogą nam zrobić nic złego, może nie będzie nam tak dobrze, ale przynajmniej będziemy mieli do czynienia z kulturalnymi ludźmi” (zginęła w Oświęcimiu).
Kulturtreger (niem. Kulturtreger) – piewca kultury.
Zanim zdołałam pomyśleć, tatuś zbladł jeszcze bardziej i powiedział do mnie: „Chodź, Kociku, idziemy do domu”. Wyszliśmy, zostawiając u babci mamusię, która nie wiedziała o niczym i bardzo się zaniepokoiła. Do domu mieliśmy bardzo blisko. Szliśmy tym razem obok siebie w całkowitym milczeniu. Nie pamiętam, jak zachowywał się tego wieczoru Tatuś i co opowiedział mamusi.
Następnego dnia był milczący, patrzyłam na niego z niepokojem. Wiedziałam, co czuł. Usiadł rano przy małym stoliku pomiędzy oknami, tyłem do nas, i zaczął czytać Szekspira. Czytał caluteńki rok, aż do lipca 1942 roku, kiedy to trzeba było pójść do getta. Przez cały rok nie odzywał się do mamusi ani do mnie. Bardzo mało jadł i tylko wtedy, gdy mu podano. Czytał tylko cały czas Szekspira.
Po latach, kiedy byłam już psychiatrą, zaczęłam wątpić w pamięć i adekwatność ludzkich wspomnień, popadłam w rozterkę. Czy naprawdę tak było? Czy wymyśliłam to sobie, używając dziecięcej fantazji do jeszcze większej gloryfikacji ojca? Nigdy nie pytałam o to mamusi, gdyż nieodważyłam się skonfrontować z tą ewentualnością.
Dopiero niedawno rozwiązanie tej wątpliwości przyszło do mnie zupełnie nieoczekiwanie. Mój starszy o dziesięć lat kuzyn, nieżyjący już dzisiaj Gustaw Pfeffer, sam niespodziewanie zapytał mnie: „,Czy ty pamiętasz, jak twój Tatuś siedział przez cały rok i czytał Szekspira?” Zareagowałam z radością i niedowierzaniem: „Więc to prawda,ja sobie tego nie wymyśliłam?!” Kuzyn nie zrozumiał, odpowiedział zdziwiony: „Oczywiście, że sobie nie wymyśliłaś. Przecież to ja przyniosłem twojemu ojcu kilka miesięcy wcześniej Opera Omnia Szekspira, którym się zawsze fascynował”.
Wątpliwości zostały rozwiane. Wraz z tym przyszło potwierdzenie dramatu, jaki Tatuś przeżywał. Jak dobrze go rozumiałam! A mimo to poczułam się szczęśliwa: mój Tatuś obronił swoją godność człowieka.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl