Maria Teresa Zielińska, urodzona w 1927 r.
Nie planowałam ucieczki
Filmowe wspomnienie Marii Teresy Zielińskiej jest dostępne na stronie USC Shoah Foundation, kliknij żeby zobaczyć.
Urodziłam się w Warszawie jako Dora Borensztajn. Mój brat bliźniak miał na imię Mojżesz. Mieszkaliśmy przy ulicy Żelaznej 79 m. 12. Obok, pod numerem 81, rodzice mieli sklep piśmienno-galanteryjny.
Tatuś Herszek Borensztajn był wdowcem, miał dwóch synów i córkę Lonię. Po śmierci matki synowie Lebek i Mietek wyjechali do Paryża, a Lonia została. Gdy nasz tatuś się ożenił także z wdową Chają Cederbaum, naszą Mamą, miała ona dwie córki Ewę-Lidkę i Zosię Cederbaumówny. Lonia w 1937 r. pojechała do braci do Paryża. Matka moja zmarła 2 stycznia 1935 r. Z tego małżeństwa było nas tylko dwoje bliźniaków.
Ojciec ponownie się ożenił we wrześniu 1937 r.,.i była jeszcze Salcia. Jak wojna wybuchła, miała dziesięć miesięcy. Ewa-Lidka i Zosia Cederbaum uciekły do Rosji. Wszyscy – troje dzieci, ojciec i macocha – byliśmy w domu. Pamiętam, że Niemcy bardzo pobili ojca, część brody mu obcięli, ale nic nie mówił dzieciom. Niemcy wpadali do domów, demolowali mieszkania szukając złota.
W 1940 r., pod koniec października, wyszłam z getta warszawskiego; mówię, że wyszłam, bo nie planowałam ucieczki. Szłam z Janiną Przybysz, koleżanką z Żelaznej, o kilka lat starszą ode mnie dziewczynką, rozmawiałyśmy ze sobą i przeszłyśmy koło wartowników niemieckich, którzy na nas nie zwrócili uwagi.
Dopiero gdy byłyśmy po drugiej stronie getta, zaczęłyśmy się zastanawiać, co ze mną robić. Nie mam żadnego dokumentu, gdzie się udać, kto mnie przygarnie? To nic, że żółtą gwiazdę jeszcze w getcie zdjęłam z ramienia. Nie tylko mnie grozi śmierć, ale wszystkim, którzy mnie przyjmą i wszystkim lokatorom danej kamienicy.
Janina Przybysz (Ninka) zabrała mnie jednak do siebie na ulicę Zielną 12? 19?, gdzie mieszkała z mamusią, bo jej ojciec niedawno zmarł na Żelaznej 79.
Po kilku dniach poszłam na ulicę Mokotowską 43 do Aleksandra i Marii Jaźwińskich, którzy nie mieli dzieci. Mieszkali na parterze, a w suterynie pan Aleksander miał zakład ślusarski. Byłam u nich do świąt Bożego Narodzenia.
Wróciłam na Zielną, skąd 27 grudnia 1940 r. przyjęła mnie Matka Generalna sióstr Matki Bożej Miłosierdzia M. Michaela Moraczewska. Siostry miały dom poprawczy dla dziewcząt w Warszawie przy ulicy Żytniej 3/9. Matka Alojza była wychowawczynią jednej klasy, do której mnie wzięła, i nazywałam się teraz Genia, a przedtem wołano na mnie Elżbieta. Tam uczyłam się haftu kolorowego.
W maju 1941 r. u lekarza w ośrodku zdrowia przy ulicy Okopowej rozpoznała mnie pielęgniarka Helena Wiśniewska. Zaraz więc musiałam zmienić miejsce pobytu. Pojechałam na Grochów na ulicę Hetmańską 44, gdzie te same siostry też miały poprawczak. Dostałam imię Urszula. Bardzo przeżywałam wiedząc, co im i mnie grozi. Nigdy nic o sobie nie mówiłam, nie dopytywałam się o nic, o rodzinę czy getto. Dlatego też nie wiem, gdzie i jaką śmiercią umarli.
Na Hetmańskiej 44 uczyłam się pracować w ogrodzie i cieplarni. Tu byłam przeszło rok i znowu poszłam do Ninki na Zielną, gdzie byłam do czerwca 1943 r. Przed 13 czerwca 1943 r. idąc z Ninką Krakowskim Przedmieściem na rogu Miodowej spotkałam p. Pączkowską, która dawniej mieszkała na Żelaznej 79 i dobrze mnie znała.
Wzięła mnie za kołnierz od palta i tak prowadziła mówiąc: „Uciekłaś z getta, a twój ojciec dał pieniądze lub złoto Janinie Przybysz i cię ukrywa. Zaraz cię odprowadzę do getta”. Odpowiedziałam: „Ja sama uciekłam i sama wrócę”. Na jezdni na Miodowej szarpnęłam się i wyrwałam, uciekając wąskimi uliczkami na Starówce. Przestałam biec, bo bałam się, że każe mnie gonić i łapać, a może krzyczeć będzie: „gońcie ją” itd.
Wróciłam na Zielną i z Ninką poszłyśmy na Żytnią do Matki Alojzy prosić o pomoc. Ta napisała list do sióstr do Częstochowy zamieszkałych przy ulicy św. Barbary 3/9 i prosiła znajomą Panią, by mnie zawiozła. 13 czerwca 1943 r. zostałam tam i dostałam imię Mirka. To też był dom poprawczy.
Tu już jechałam z kennkartą wydaną na Żytniej 3/9. W Częstochowie też zmieniałam miejsce pobytu kilka razy. Tu nauczyłam się szyć na maszynie, i dla Niemców szyłyśmy robocze spodnie, i bluzy. Ja szyłam spodnie, bo łatwiejsze, a praca taśmowa. Do szkoły nie mogłam chodzić przez całą wojnę. Z Częstochowy wyjechałam do Bliżyna 21 listopada 1945 r., gdzie Ninka była kierowniczką przedszkola, a ja tam zostałam woźną.
Dopiero po wojnie zorientowałam się, że nigdzie nie jestem wpisana do ksiąg metrykalnych. Jak poszłam do szkoły podstawowej dla dorosłych i następnie do gimnazjum dla pracujących, i do Szkoły Pielęgniarskiej, potrzebowałam metrykę. W 1949 r. sama napisałam do sądu i po prosiłam, bym mogła pozostać przy tym okupacyjnym nazwisku.
Styczeń 1993 r.
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.
Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl