filmy:

Zuzanna Stefaniak, urodzona w 1942 roku

Mając 80 lat dowiedziałam się kim jestem

Na początku poproszę, żeby pani przedstawiła się i powiedziała kiedy się urodziła?

Urodziłam się 12 stycznia 1942 roku, a nazywam się Zuzanna Helena Stefaniak z domu Główka. 

Gdzie się pani urodziła?

Całe życie wiedziałam, że w Warszawie, ale dowiedziałam, że rodzice nie są moimi rodzicami, to okazało się, że urodziłam  się w Chęcinach.

Proszę powiedzieć kiedy i w jakich okolicznościach dowiedziała się pani, że ludzie, którzy panią wychowali nie są pani biologicznymi rodzicami?

Rodzice bardzo mnie kochali. Naprawdę czułam to, byłam z nimi szczęśliwa. Na początku lat sześćdziesiątych ojciec postanowił rozwieść się z moją mamą. Podczas rozprawy rozwodowej stanęłam po stronie mamy, więc ojciec wyparł się mnie i wystąpił o zaprzeczenie ojcostwa. Wtedy dowiedziałam się od mamy, że nie jestem ich biologiczną córką, że wzięli mnie z sierocińca.

Ile pani miała lat wtedy?

Byłam prawie dorosła, po maturze.

Jak to pani odebrała? Czy to był dla pani cios?

Byłam wstrząśnięta. W zasadzie mogłam nie zgodzić się na zaprzeczenie ojcostwa, tak jak zrobiła mama, ale gdy doszło do rozprawy ujęłam się honorem i powiedziałam ojcu: „Nie chcesz mnie, w porządku.” I wtedy ojciec przestał być moim ojcem.

Mama opowiedziała, że byłam w sierocińcu im. ks. Boduena, przy ulicy Nowogrodzkiej i rodzice zabrali mnie stamtąd 15 maja 1943 roku, w dniu imienin mojej mamy, która miała na imię Zofia. Miałam wtedy rok i pięć miesięcy.

Potem przeszłam z nimi różne koleje losu. Mieszkaliśmy na Ochocie, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie  prędko nas stamtąd wysiedlono. Trafiliśmy na  Zieleniak, gdzie żołnierze z brygady Kamińskiego chcieli ojcu obciąć palec, żeby ukraść obrączkę. cudem udało mu się ją zdjąć. 

Brygada Kamińskiego — podczas Powstania Warszawskiego po stronie niemieckiej walczyła formacja dowodzona przez Bronisława Kamińskiego — Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa (RONA), znana też jako brygada Kamińskiego. Ta kolaboracyjna jednostka złożona była  głównie z Rosjan, Białorusinów i innych mieszkańców terenów okupowanych ZSRR. W sierpniu 1944 roku oddziały Kamińskiego uczestniczyły w pacyfikacji dzielnicy Ochota. Zasłynęły wyjątkową brutalnością wobec ludności cywilnej (gwałty, mordy, grabieże).

Potem, jak wszystkich warszawiaków, popędzono nas  do obozu w Pruszkowie. Ojcu  się udało wyjść z tego obozu, bo  moje ciocie, które mieszkały w Pruszkowie, przyszły w białych fartuchach, z noszami, i  wyniosły ojca jako chorego. Nie udało im się w ten sam sposób wyprowadzić   mamy i mnie. Trafiłyśmy do transportu na roboty do Niemiec.

Brandenburgu  mama pracowała  w fabryce amunicji na tokarce i robiła pociski. Ja — dwuletnia dziewczynka — zostawałam z  kobietam, które pracowały na innej zmianie.

W czasie II wojny światowej Brandenburg był ważnym ośrodkiem produkcji zbrojeniowej. Przemysł lotniczy i samochodowy (np. fabryki Arado i Opel) wykorzystywał ogromne liczby robotników przymusowych — ok. 11 000 osób różnych narodowości. Pociski produkowano przede wszystkim w zakładach Magdeburger Werkzeugmaschinenfabrik (MAWAG) oraz w zakładach Deutsche Waffen- und Munitionsfabriken (DWM), które miały tam filie. Zatrudnionych robotników przymusowych kwaterowano w barakach obok zakładów produkcyjnych — w obozach pracowniczych.

Potem wyzwoliła nas Armia Radziecka — bramy obozu zostały otwarte (mama opowiadała mi, że  żołnierze gwałcili młode kobiety), podpalono baraki, uciekając przed ogniem mama wyrzuciła mnie przez okno koleżance na dole i sama  wyskoczyła. Do Warszawy wracałyśmy pieszo. Podczas powstania spalono nasz dom, więc poszłyśmy do Pruszkowa, do cioć, u których ukrywał się ojciec. 

To były siostry ojca czy mamy?

Siostry mamy. A potem mieliśmy normalne życie. Tak jak powiedziałam, kochali mnie.

Czy miała pani  jakieś dokumenty, metrykę, cokolwiek? 

Zaraz po wzięciu mnie z sierocińca, w 1943 roku, ojciec poszedł do kościoła Św. Jakuba Apostoła przy placu Narutowicza, na  Ochocie  i zgłosił, że urodziło mu się  dziecko. Zapisano mnie, dano mi imię Zuzanna. I  to wystarczyło, kiedyś można było zapisywać dzieci w ten sposób. Odtąd nazywałam się Zuzanna Helena Główka i byłam wychowana w religii katolickiej. 

Chodziłam do szkoły, skończyłam studia. Rozprawa o zaprzeczenie ojcostwa odbyła na początku lat sześćdziesiątych. Byłam wtedy właściwie dorosła. Po rozprawie  poszłam do kancelarii i wynotowałam  dotyczące mnie informacje zawarte w protokole. 

Skąd wzięło się  pani drugie imię — Helena? 

Trafiłam do sierocińca w wieku 11 miesięcy, w mojej pielusze była kartka: „Helenka ochrzczona”. Stąd moje drugie  imię. Rodzice je zachowali   i dlatego nazywam się Zuzanna Helena.

W domu Boduena przebywały polskie dzieci. Skąd pani przyszło do głowy, że może być żydowskim dzieckiem?

Wiedziałam, że jestem z sierocińca, ale nic więcej bardzo mnie to męczyło.  Kiedyś podczas rozmowy z bliską koleżanką nie wytrzymałam i opowiedziałam  jej swoją historię. W tym czasie, a jestem historykiem, tworzyłam przez MyHeritage drzewo genealogiczne rodziny, w której się wychowywałam. Koleżanka, której to wszystko opowiedziałam, poradziła mi: „Zrób sobie  test DNA” i ofiarowała mi na to pieniądze. 

MyHeritage — komercyjny serwis genealogiczny online, który umożliwia tworzenie drzewa genealogicznego, wyszukiwanie w bazach historycznych oraz testy DNA,  które pozwalają określić pochodzenie etniczne oraz znaleźć biologicznych krewnych na podstawie wspólnych markerów. 

KIedy to wydarzenie miało miejsce? 

Trzy lata temu, w 2022 roku. 

Czyli przeżyła  pani całe życie bez świadomości, że może być Żydówką? 

Tak. Chociaż podejrzewałam, bo kto pozbywa się swojego maleńkiego dziecka? Chyba tylko wtedy, kiedy trzeba je ratować. Data, koniec 1942 roku, już po Wielkiej Akcji, kiedy getta prawie  nie było, też była symptomatyczna, prawda? 

Test DNA wykazał, że jestem w stu procentach Żydówką i to mi pozwoliło myśleć gdzie mam szukać swoich korzeni. Poznałam towarzysko Inkę Sobolewską i ona mnie kierowała, dawała telefony, radziła do kogo zadzwonić, gdzie pójść. W ŻIH-u przez imię i moją datę urodzenia  pani Agnieszka Reszka znalazła w archiwum najważniejszy dla mnie dokument. Wysłany w pod koniec 1947 roku z Argentyny przez żydowską organizację zawierał całą moją historię — Helenka,  urodzona 12 stycznia 1942 roku w Chęcinach została zostawiona zostawiona pani  Paciorek, w mieszkaniu przy ulicy  Stalowej w Warszawie.

Czy w liście były nazwiska i imiona pani rodziców? 

Zacytuję fragment: „Sara Moszenberg, po mężu Roman prosi o odszukanie dziecka, Heleny, urodzonego 12 stycznia 1942 roku w Chęcinach.” Dostałam jeszcze jedną informację z księgi ocalonych z Lublina, że moja matka przeżyła. Zgadzały się dane: imiona rodziców, nazwisko. Był  nawet adres pobytu, ale brakowało daty tego zapisu. Potem odkryłam, że był to rok 1945. 

W archiwum Domu Dom Dziecka nr. 15 im. ks. Boduena zachowała się moja teczka, a w niej informacje jak trafiłam do sierocińca. Dowiedziałam się, że moja biologiczna rodzina oddała mnie pod opiekę młodej Polce. Zapisano, że 21 grudnia 1942 roku kobieta wraz z małą, ok. roczną, dziewczynką zatrzymała się  na noc u poznanej w pociągu nieznajomej. Podczas okupacji nie wolno było przebywać poza domem po godzinie policyjnej.  Nieznajoma — Rozalia Paciorek —  mieszkała na Pradze blisko dworca przy ulicy Szwedzkiej 35 m 34. Następnego dnia kobieta pod jakimś pretekstem wyszła z domu, zostawiając dzieckou Rozalii Paciorek i nie wróciła.

Ponieważ pani Paciorek miała swoje dzieci, zaniosła mnie na komisariat. Stamtąd zostałam wraz z policjantem zawieziona do sierocińca im. ks. Baudouina.Tam zapisano mnie pod numerem 859/1942 i nadano nazwisko Celewska Helena.

Czy udało się pani odnaleźć tę panią ze Stalowej, która panią zaniosła do domu Boduena?

We wczesnych latach sześćdziesiątych, po rozprawie o zaprzeczenie ojcostwa, poszliśmy z mężem pod ten adres. Nie rozmawiałam z panią Paciorek tylko z jej córką. Córka zapamiętała mnie, ponieważ potem  zgłaszali się różni ludzie i pytali o mnie. Teraz wiem kto to był. Na pewno moja matka, a w 1948 r. brat mojego ojca, który w tym czasie był w wojsku   

Nie poinformowano szukających pani osób, gdzie pani może przebywać?

Poinformowano, że w zakładzie  Boduena. Pismo z Argentyny było datowane w  grudniu 1947 roku, w czterdziestym ósmym rodzice zmienili adres. Przyszła wtedy do nas pani z Boduena, ojciec zdenerwował się okropnie — przywiązali się do mnie i nie chcieli mnie oddać. Uprosił (a może nawet dał pieniądze) żeby przekazano mojej prawdziwej matce, że umarłam. W aktach domu dziecka zrobiono wpis, że dziecko zmarło i  matka dowiedziała się, że nie żyję. Gdy to odkryłam poczułam ogromny ból.

Proszę mi powiedzieć w jaki sposób i gdzie pani szukała członków swojej żydowskiej rodziny? 

W Internecie przede wszystkim. Przez portale, w których są drzewa genealogiczne. Przejrzałam bardzo dużo różnych dokumentów, ksiąg zdigitalizowanych. Dowiedziałam się, że moja matka Sara Moszenberg urodziła się w w 1918r., w Małogoszczy i jej rodzicami byli Dawid Moszenberg i Chana z domu Cele. 

20 maja 1939 roku wyszła za mąż za księgowego Leona Romana, urodzonego 18 września 1914 r.,  syna  Abrama i Leji z domu Biber. Ślub odbył w Małogoszczy. Potem rodzice pojechali do Piotrkowa, gdzie zastała ich wojna. Trafili oboje do getta, potem znaleźli się w Chęcinach i tam się urodziłam. We wrześniu i grudniu 1942 roku chęcińscy Żydzi zostali wywiezieni do Treblinki i tam zamordowani. Matka w jakiś sposób uniknęła wywózki i oddała mnie komuś pod opiekę.

Od października 1942  r. była więziona na Majdanku, w maju 1944 r. uciekła  z obozu i pieszo poszła do Warszawy. Tam ukrywała się w piwnicy u swojej znajomej, która była kucharką w szpitalu Przemienienia Pańskiego. Po wyzwoleniu dowiedziała się, że mąż zginął w 1943 r., nie udało się jej  też mnie  odnaleźć.

Czy dowiedziała się pani jakie były dalsze losy pani matki?

W  Lublinie wyszła za mąż za Mojżesza Brüha (7 stycznia 1945 r.). W kwietniu uciekli  z Polski przez Czechosłowację, Rumunię, Węgry, Austrię, do Włoch. Do 31 grudnia czterdziestego szóstego roku tułali po obozach UNRRY we Florencji i Rzymie. Czwartego października 1945 r.  mama urodziła mojego przyrodniego brata. Wkrótce potem porzucił ją mąż i wyemigrowała z synem do Rio. Mieszkali  tam przez rok, a w 1947 r. przenieśli się do Buenos Aires. Mąż po przeprowadzeniu rozwodu, odebrał jej syna  i sam go wychowywał.  Zmarł w 1954 roku pozostawiając opiekę  nad dziewięcioletnim  chłopcem swojemu bratu. 

To znaczy, że pani matka straciła dwoje dzieci?

Tak, najpierw mnie, potem mojego brata. Do końca życia była samotna, mieszkała w Buenos Aires, potem w Rio de Janeiro. Otrzymała brazylijskie obywatelstwo przez naturalizację.  Zmarła 27 lutego 1987 r. w Sao Paulo. 

Chciałam zapytać, o pani przyrodniego brata…

Był nazywany Enrico, może dlatego, że urodził się we Włoszech. Potem wyjechał do Izraela i  zmienił imię na Zwi. Nazwisko ma po ojcu — Brüh. 

Brat nie miał kontaktu z matką? 

Nie, to bardzo smutne. Dopiero ode mnie dowiedział się wielu rzeczy. Dużo przed nim ukryto.

Czy znalazłam pani jakieś informacje o rodzinie ojca, który zginął w Treblince?

Miałam okazję wysłuchać wywiadu, którego udzielił  w 1997 roku — młodszy brat ojca, Felek Roman. 

Brat też musiał się, ukrywać w związku z tym, zmieniał wielokrotnie nazwisko i pod ostatnim moja córka znalazła z nim wywiad  przeprowadzony dla Fundacji Stevena Spielberga. 

Dzięki temu dowiedziałam o kolejach losu rodziny. Ociec był więziony w getcie chęcińskim, a potem uciekł. Ukrywał się w Warszawie, po aryjskiej stronie, u brata. Obaj mieli fałszywe dokumenty na polskie nazwiska. W1943 r. obaj zostali aresztowani przez gestapo i uwięzieni na Pawiaku. Pracując w warsztatach należących do więzienia nocami kopali tunel rozsypując w piwnicy piasek. Po pięciu miesiącach udało im się trafić na kanał — uciekło wtedy siedemnastu więźniów. W kanałach uciekinierzy podzielili się i bracia poszli  w kierunku Śródmieścia. Kanały były z czasów Lindleya miały 80 cm wysokości, więc szli na kolanach. Wyszli z kanałów 30 lipca 1944 roku. Następnego dnia wybuchło powstanie i więźniów już nie szukano. Potem bracia ukrywali się poza Warszawą. 

Z tego wynika, że pani ojciec przeżył wojnę.

Przeżył wojnę. W latach 1945-57 żył w Polsce, mieszkał we Wrocławiu. Tam się ożenił, bo nie miał żadnej wiadomości o mamie i o mnie. Jego druga żona miała córkę, którą przechowało polskie małżeństwo. Po wojnie  udało się dziewczynkę odszukać i odebrać. Jej córka mieszka w Australii i mam z nią kontakt. W 1957 roku ojciec wyjechał do Niemiec, do młodszego brata — postanowili, że pojadą do Australii. Wyemigrowali w 1958 r. Tam kolejny raz zmienił nazwisko, dlatego odszukanie go było takie trudne. 

Czyli gdyby nie fałszywa notatka w Domu Boduena o pani śmierci, miała by pani prawdopodobnie oboje rodziców? Była pani wspólnym punktem, który mógł ich z powrotem połączyć.

Zachował się  pisany ołówkiem szkic  odpowiedzi z ŻIH-u na list mojej matki : „Donosimy wam niniejszym, że obywatel Moszenberg sama badała sprawę w Warszawie i wie o tym, że (i tu jest coś skreślonego; chyba jakieś nazwisko) dziecko zostało z Zakładu Boduena zabrane przez jakiegoś wojskowego (bo to rzeczywiście ten wojskowy się tam pytał). Sprawę tę postaramy się dalej prowadzić i jeśli coś uda nam się ustalić, napiszemy wam.” Być może napisali potem, że w dokumentach Domu Boduena figuruję jako zmarła. Ale nie ma na to dowodu. 

Chcę jeszcze dodać, że rodzice mojego ojca — Abram i Laja Roman oraz jego  siostra 14-letnia, Rita, zostali w 1943 roku czterdziestym trzecim roku zamordowani w Auschwitz. O rodzinie matki nie wiem nic poza nazwiskami moich dziadków.

 Czy chciałaby pani coś dodać na koniec naszej rozmowy?

Chciałabym podziękować kilku osobom. Mojej koleżance, Elżbiecie Nejman, która natchnęła mnie i też umożliwiła mi zrobienie testu DNA. Od tego się wszystko zaczęło. Ince Sobolewskiej, która życzliwie kierowała mnie do osób i instytucji mogących pomóc w poszukiwaniach. Kierowniczce Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Agnieszce Reszce, która znalazła najważniejszy dla mnie dokument z nazwiskiem i imieniem mojej matki szukającej mnie po wojnie. 

Kolejne gorące podziękowania kieruję do Marii Kolankiewicz, która wydobyła niedostępną dotąd osobistą teczkę z sierocińca im. Ks. Gabriela Boduena i przysłała mi skany. Tam znalazłam opis mojej historii. Zwracałam się też do różnych archiwów i instytucji, i wszędzie znajdowałam chęć pomocy i życzliwość. 

Dziękuję Bady Whartonowi z Irlandii, który zajmuje się genealogią. A przede wszystkim zaś profesorowi Michaelowi Tobiaszowi, genealogowi z Wielkiej Brytanii, współzałożycielowi Judis Record Indecs in Poland. To on znalazł dla mnie fotografię matki i przyrodniego brata. A przede wszystkim odnalazł brata w Izraelu i rodzinę mojego ojca w Australii. 

Przez cały czas moich poszukiwań rodziny byli ze mną najbliżsi —  pomagali, tłumaczyli różne teksty.Córka Justyna, syn Bartosz i wnuczki, Kasia i Ela, służyli mi pomocą i wsparciem. 

Dziękuję pani bardzo.

Warszawa, 11 czerwca 1025 r.

Rozmowę przeprowadziła i opracowała Anna Kołacińska-Gałązka

do góry

Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce

ul. Twarda 6
00-105 Warszawa
tel./fax +48 22 620 82 45
dzieciholocaustu.org.pl
chsurv@jewish.org.pl

Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu
Strona „Zapis pamięci”
Stowarzyszenia
„Dzieci Holocaustu”
w Polsce.

Zrealizowano
dzięki wsparciu Fundacji
im. Róży Luksemburg
Przedstawicielstwo
w Polsce
Koncepcja i rozwiązania
graficzne – Jacek Gałązka ©
ex-press.com.pl

Realizacja
Joanna Sobolewska-Pyz,
Anna Kołacińska-Gałązka,
Jacek Gałązka

Web developer
Marcin Bober
PROJEKTY POWIĄZANE

Wystawa w drodze
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice” moirodzice.org.pl

Wystawa stała
„Moi żydowscy rodzice,
moi polscy rodzice”
w Muzeum Treblinka
muzeumtreblinka.eu